Zdjęcie: Claus Blok Thomsen Flickr.com
24-09-2025 15:00
10 września Rosja przeprowadziła atak na Polskę, państwo członkowskie NATO, wykorzystując około dwudziestu dronów. Nie był to przypadkowy skutek uboczny ataków na Ukrainę, lecz celowe i starannie przygotowane wrogie działanie, dojrzewające na Kremlu przez poprzednie miesiące. Stało się to na tle zmieniającego się kontekstu międzynarodowego, związanego z pojawieniem się Donalda Trumpa w Białym Domu: jego retoryka, wrogie posunięcia wobec sojuszników transatlantyckich – od ceł handlowych po cięcia funduszy na wzmacnianie bezpieczeństwa w Europie Wschodniej – oraz brak konkretnych działań wobec Rosji, przykrywany dyplomacją na czerwonym dywanie, wszystko to utwierdziło Moskwę w przekonaniu, że nadszedł czas na rozszerzenie konfliktu.
Dwa cele w szczególności zdają się napędzać tę eskalację. Pierwszym jest przetestowanie determinacji NATO: elity rosyjskie coraz częściej uważają, że atak na państwo Europy Wschodniej nie wywoła bezpośredniej interwencji USA. Drugi, który może wydawać się paradoksalny, lecz jest coraz bardziej prawdopodobny, wynika z poczucia strategicznej porażki w Ukrainie. Margarita Simonian, jedna z najgłośniejszych propagandowych głosów w Rosji, ujęła to dosadnie: „Kiedy pytamy siebie w rozmowach kuchennych: ‘Och, dlaczego nie zajęliśmy Kijowa? Dlaczego nie jesteśmy we Lwowie?’, chciałabym, żebyśmy pamiętali o jednym. Nie walczymy z Ukrainą, ale z całym ‘cywilizowanym światem’.” Atak na Polskę wpisuje się idealnie w tę narrację: przekształcenie obrazu wyniszczającej, nierozstrzygniętej wojny w Ukrainie w część szerszej geopolitycznej konfrontacji z całym Zachodem.
Nona Mikhelidze na łamach włoskiego IAI - link do całości w źródle