geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Twitter

O naszej wojnie

Michał Mistewicz

21-02-2023 09:30


Niemal rok od rozpoczęcia pełnoskalowej wojny na Ukrainie, stajemy w obliczu kolosalnych zmian geopolitycznych, a według minister spraw zagranicznych Niemiec Annaleny Baerbock, najbliższe dni będą decydujące nie tylko w odniesieniu do Ukrainy, ale decydujące dla pokoju na całym świecie. Niemiecka minister miała na myśli przede wszystkim zbliżające się posiedzenie Rady Bezpieczeństwa ONZ. Czy w tych słowach nie ma przesady?

Rok temu, większość z nas, wiedząc tylko z mediów o rosyjskich przygotowaniach do wojny, czuła, że nadchodzą wielkie zmiany, iż to co stanie się na wschodzie, prędzej czy później dotknie też nas, w jakimś stopniu, osobiście. Dla nas, żyjących w strefie rosyjskiego zagrożenia, takim symbolem zmian, była wczorajsza wizyta w Kijowie prezydenta USA, a który dzisiaj ma wygłosić przemówienie w Warszawie.

"Biden w Kijowie to absolutnie historyczny moment. W ten ponury poniedziałek Putin odbiera przekaz, że strefy wpływów, bliska zagranica i inne tym podobne koncepcje rosyjskich neoimperialistów niniejszym grzebiemy na cmentarzu wspomnień po ZSRR." - napisała dr Beata Górka-Winter, celnie punktując wagę tego zdarzenia.

Rok wojny wpłynął także na sposób postrzegania rzeczywistości przez polityków co zostało po części wyrażone w trakcie Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Jako wstęp do niej można uznać publikację monachijskiego Indeksu Bezpieczeństwa dotyczącego Ukrainy. Z wyników badań przeprowadzonych w listopadzie ubiegłego roku na Ukrainie wynika, że zdecydowana większość Ukraińców chce żyć w świecie kształtowanym przez europejskie (63%) i w mniejszym stopniu, amerykańskie zasady życia (22%). Także dla większości badanych jako akceptowalne warunki zawieszenia broni wystarczy całkowite wycofanie się Rosji z terytorium Ukrainy, w tym z Krymu. Nawet wycofanie się Rosji z wcześniej okupowanych terenów byłoby dla większości Ukraińców nie do zaakceptowania, gdyby nie obejmowało również Krymu.

Jednym z wniosków Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa jest to, że kraje zachodnie będą wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne, ale co to właściwie oznacza, nie jest do końca wyjaśnione. "Zaczyna się tu i ówdzie pojawiać poczucie, że teraz robimy taki duży wysiłek, ale jak się nie uda, to siadamy przy stole, dogadujemy się i coś oddajemy. I to jest niebezpieczne. O tym trzeba rozmawiać, dlaczego to jest niebezpieczne - powiedziała premier Kaja Kallas. I to właśnie największe mocarstwa Europy Zachodniej, które również forsowały porozumienie mińskie w sprawie Ukrainy, są najbardziej podejrzane. To, że nie są gotowe na długą wojnę, podejrzewa też znana amerykańska ekspertka ds. Rosji Julia Ioffe. "Obawiam się, że nie są gotowi. Myślę, że niektóre kraje Europy Wschodniej, takie jak kraje bałtyckie i Polska, są gotowe do wsparcia długiej wojny, ale kraje takie jak Francja i Niemcy zawsze były nieco wątpiące. W szczególności, jeśli Putin zadzwoniłby i powiedział, że jest gotowy do negocjacji, byłyby one nie dość chętne do wspierania Ukrainy" - powiedziała Ioffe." - czytamy w estońskiej relacji z konferencji.

Jednak jedne z ważniejszych wniosków z przebiegu konferencji przestawiła, cytowana już kilkukrotnie, Kristi Raik, zastępca dyrektora estońskiego think-tanku ICDS. "W tej chwili wszyscy są skupieni na wspieraniu Ukrainy. Ale jeśli chodzi o wynik wojny i o to, jak ją zakończyć, to na przykład prezydent Francji Emmanuel Macron powiedział w swoim wystąpieniu, że w końcu trzeba osiągnąć wynegocjowany wynik akceptowalny dla Rosji, a także podkreślił, że nie wierzy w zmianę władzy w Rosji" - powiedziała Raik. "Innymi słowy, wizja Macrona jest taka, że w końcu trzeba znaleźć wspólnie z Putinem rozwiązanie akceptowalne dla Rosji. To oczywiście bardzo różni się od poglądu na wynik wojny w naszym regionie" - dodała." - czytamy w wywiadzie.

Ale znacznie ważniejszy jest drugi wniosek Kristi Raik, która zwraca uwagę na fakt, że z przemówienia chińskiego ministra spraw zagranicznych wynika, iż Chiny nie chcą, aby Rosja przegrała tę wojnę. "Chiny również powstrzymały się od potępienia rosyjskiego ataku. Chiny zaoferowały Rosji wsparcie. A wiadomości z wczoraj, po spotkaniu chińskiego ministra spraw zagranicznych z jego amerykańskim odpowiednikiem, sugerują, że Chiny przygotowują się do udzielenia Rosji pomocy zbrojeniowej. Byłby to zupełnie nowy rozwój wydarzeń, a Zachód próbuje temu zapobiec” – powiedziała Raik. Innym ważnym wnioskiem jest to, że Chiny próbują wbić klin między Europę a USA. Chiński minister spraw zagranicznych był dość wrogi w stosunku do USA, jednocześnie starając się pozostawić otwarte drzwi do współpracy z państwami europejskimi” – powiedziała ekspertka. „Bardzo chciałabym mieć nadzieję, że Europa oprze się pokusie dążenia do lepszych stosunków z Chinami niż Stany Zjednoczone lub złudzeniu, że uda nam się w jakiś sposób uniknąć geopolitycznej rywalizacji między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, która jest najważniejszą pojedynczą dynamiką w dzisiejsza polityka światowa”." - mówiła Raik.

Rola Chin w tym ujęciu zaczyna rosnąć, zwłaszcza, jeżeli przyjmie się powrót znaczenia niejako podległości wasalnej Rosji, oczywiście we współczesnym wydaniu. "Profesor Tatiana Zaborcewa z Syberyjskiego Instytutu Geografii mówi, że Syberia Wschodnia skutecznie zamieniła się w „surowcową spiżarnię” dla Chin. Mieszkańcom samego obwodu irkuckiego, gdzie znajduje się złoże gazowe Kowykta, odmówiono możliwości korzystania z ich naturalnego bogactwa i zmuszono do ogrzewania węgla i drewna opałowego. Poziom zgazowania lokalnych gospodarstw domowych utrzymuje się dziś na zawrotnym poziomie 1%, choć władze obiecują podnieść go w najbliższych latach do 3,22%. Innymi słowy, Moskwa wydaje się bardziej cenić stosunki z Pekinem niż dobro własnych obywateli." - zauważa Wadim Sztema dla ICDS. "Rozszerzając eksport surowców do Chin, Kreml stara się zrekompensować straty poniesione w wyniku wstrzymania handlu z Europą, choć Rosja jest zmuszona sprzedawać swojemu wschodniemu partnerowi ropę i gaz z dużym upustem dochodzącym do 30% w stosunku do ceny rynkowej. Pozwala to jednak Kremlowi na rozwiązanie problemu politycznego i zapewnienie - jeśli nie wsparcia ze strony Pekinu - to przynajmniej neutralności wobec militarnej awantury Rosji na Ukrainie." - czytamy w artykule.

Dotykamy tutaj kwestii rosnącego działania sankcji zachodnich wobec Rosji. Jednak jak wynika z ostatnich analiz gospodarczych, wpływ sankcji na wyniki 2022 roku nie był znaczącym czynnikiem kryzysowym. "Wydaje się, że kluczowym czynnikiem relatywnie słabego wpływu sankcji na rosyjską gospodarkę były rażąco wysokie wpływy z eksportu i ich antykryzysowy efekt, który został osiągnięty m.in. dzięki restrykcjom importowym. Oznaczało to neutralizację wpływu sankcji finansowych na rosyjską gospodarkę, a także złagodzenie skutków różnych innych wstrząsów.(...) Sytuacja makroekonomiczna w 2023 r. będzie zasadniczo odmienna od tej z 2022 r. Rok 2022 był rokiem sankcji importowych, niszczenia lub dostosowywania istniejących łańcuchów dostaw oraz budowy łańcuchów alternatywnych w obliczu nadwyżki finansowania i napływu dochodów dewizowych. Z kolei rok 2023 będzie rokiem relatywnie wyrównanych łańcuchów dostaw, ale także spadkiem wpływów z eksportu i napływem finansowania walutowego w obliczu utrzymujących się deficytów budżetowych. W tym sensie rok 2023 będzie bardziej przypominał typowy kryzys międzynarodowy (tzw. nagłe zatrzymanie), ze spadkiem napływu kapitału, presją dewaluacyjną i narastającymi problemami z finansowaniem całej gospodarki – zarówno bankowej, jak i produkcyjnej." - czytamy w jednej z analiz.

Mimo takich analiz makroekonomicznych, wpływ sankcji jest już widoczny szczególnie w eksklawie kaliningradzkiej, o czym często wspominamy na naszych łamach. Tutaj niebagatelną rolę spełnia odizolowanie tego obszaru, a także sukcesywne zmniejszanie wolumenu tranzytu kolejowego przez Litwę. Uwidacznia to także słabość Rosji w zapewnieniu odpowiedniego transportu morskiego. Natomiast ostatnim przejawem rosyjskich zabiegów zasilenia budżetu jest inicjatywa dodatkowego opodatkowania dużych rosyjskich firm, od których władze chcą pozyskać 300 mld rubli.

Jednak rola gospodarki, choć przecież jedna z najważniejszych, jest tylko częścią łańcucha zdarzeń, które powinny przynieść rosyjską przegraną. To nie tylko świat zmagań na polu bitwy, będzie czynnikiem kluczowym. Kluczem, jak w każdej wojnie od zarania dziejów jest człowiek i jego wszechstronna odporność. W tym sensie, drugą stroną medalu jest już nasz świat zachodni. Mimo wielu słów, gestów, musimy dostrzec, że stanowczość polityków zachodnich zależna jest od żądań swoich społeczeństw. "W miarę zbliżania się rocznicy rosyjskiej inwazji na Ukrainę poparcie dla dostarczania broni Ukrainie po raz pierwszy spadło nieco poniżej 50 procent, wynika z nowego sondażu przeprowadzonego przez The Associated Press-NORC Center for Public Affairs Research. Respondenci, którzy „zdecydowanie” lub „nieco” popierają dostarczanie broni do Kijowa, spadł z 60 proc. w maju do 48 proc. obecnie. Zmiana jest szczególnie zauważalna wśród tych, którzy zdecydowanie opowiadają się za wysyłaniem broni, która spadła z 36 procent do 25 procent w tym samym przedziale czasowym. " - czytamy w artykule Blaise Malleya.

"Ogólnie rzecz biorąc, połowa społeczeństwa chce, aby Stany Zjednoczone odgrywały w wojnie "niewielką rolę". Jednak osoby domagające się, aby Waszyngton odgrywał "główną rolę" zmniejszyły się z 32% w maju do 26% obecnie, a osoby, które chcą, aby Stany Zjednoczone wycofały się z odgrywania " jakiejkolwiek roli" wzrosły z 19 do 24%. To jedyne pytanie, które zadano również w marcu ubiegłego roku, kiedy 40 procent chciało, aby Waszyngton odgrywał główną rolę, a tylko 13 procent uważało, że nie powinien odgrywać żadnej roli." - napisał Malley.

Obraz, który powoli wyłania się z kalendarza roku wojny na Ukrainie, nie należy, w mojej ocenie, do przesadnie optymistycznych. Z jednej strony istnieje wielka przestrzeń chęci i nadziei oraz rosnących możliwości, która promieniuje od krajów naszego regionu zaangażowanych w pomoc walczącej także za naszą wolność Ukrainie, a z drugiej, wciąż tak wiele zależy od krajów, dla których słowa są wciąż walutą wymienialną. To kolejna lekcja dla nas wszystkich.

Ale jest coś jeszcze, czego niestety nie można wykluczać. Otóż rola potencjalnej "trzydniowej wojny" w ujęciu Putina, zaczyna urastać do preludium do czegoś znacznie większego, co może przerosnąć wielu aktorów tej sceny. I tutaj chcę zwrócić uwagę na powiększającą się, jak przysłowiowy ostatnio balon, rywalizację największych graczy, w tym także na rozkręcający się przemysł zbrojeniowy obu stron. Z tej perspektywy, najbliższe kilka lat zapisze się zapewne w annałach wielkiej Historii.

Wracając do naszego regionu, zakończę nieco humorystycznym odnotowaniem w stylu Długosza, że podczas ostatniej wichury w minioną sobotę, wiatr zerwał krzyż z dzwonnicy nowej, bo otwartej w 2020 roku, cerkwi pw. świętych Cyryla i Metodego w Kaliningradzie. I w tym kasandrycznym dla Rosji tonie, pozostawiam Państwa z własnymi przemyśleniami, także o naszej osobistej roli w utrzymaniu przestrzeni wolności.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021