geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Dity staroho boha

Michał Mistewicz

10-06-2025 09:30


Wyszemrlay na uliciu nas
Toty samy slowa
Naprotywko murom szto
Lem sia wmijut skrywaty

Dity staroho boha
Pid bladyma źwizdamy
Zaran wid poczatku zaczneme
Koly chneska prehrame


Tak brzmi ostatnia strofka w języku łemkowskim - lub jak chcą puryści: dialektu języka rusińskiego - w wykonaniu Igora Herbuta, utworu "Mantra" na płycie "Pieśni Współczesne" Miuosha, z udziałem Zespołu "Śląsk". Te słowa, przychodzą mi na myśl, kiedy znów przychodzi mi pisać o relacjach polsko-ukraińskich, jakże gorzko przewidywalnych. I równie stabilnie przebiegających według utartego, napisanego na obcych dworach - już wieki temu - scenariusza.

Przypomnijmy jednak, że ubiegłotygodniowa decyzja Sejmu o ustanowieniu Dniu Pamięci o Polakach – ofiarach ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Kresach Wschodnich II RP jest już drugim aktem legislacyjnym dotyczącym tego święta. Wszak 22 lipca 2016 roku, uchwałą Sejmu przyjęto 11 lipca za Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na obywatelach II RP. "Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wyraża przekonanie, że jedynie pełna prawda o historii jest najlepszą drogą do pojednania oraz wzajemnego wybaczenia" - czytamy w tej uchwale.

Przyjęta obecnie teraz ustawa, w zasadzie jest logicznym ciągiem i powtórzeniem treści uchwały, natomiast pojawia się w zupełnie innych okolicznościach. Jesteśmy już po pierwszej ekshumacji w wołyńskich Puźnikach, rozpoczęły się także, pierwsze polskie badania na wzgórzu Monastyr. I o ile w 2016 roku, w różnych tonach wypowiadali się ówczesny prezydent Ukrainy, Rada Najwyższa, MSZ - to w tej chwili, być może z powodu niezakończenia jeszcze procesu przyjęcia ustawy, mieliśmy do czynienia z reakcją dyplomatyczną.

To co istotne to fakt, że ze strony naszej edukacji mieliśmy jeszcze niedawno do czynienia z bardzo topornym przekazem, który wrzucał do jednego worka wydarzenia Rzezi Wołyńskiej i następnie późniejszej o kilka lat, akcji "Wisła", w której również rykoszetem, cios wymierzono w Łemków i Bojków, jako "Ukraińców". Piszę o tym, gdyż nie od dziś jestem zdania, iż o faktach oczywistych wciąż należy przypominać. Podobnie jak trzeba przypomnieć, że w czasach już współczesnych, Rosjan zaskoczyła skala reakcji Polaków, przyjmujących do swoich domów uchodźców z Ukrainy w tych pierwszych dniach pełnoskalowej inwazji. I w ten duch wspólnoty, podobnie jak to miało miejsce w kwietniu tego roku, Kreml będzie sukcesywnie uderzał. Wszak kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą. Niemniej strona ukraińska powinna również zrozumieć to, co wiedzą już od dawna jej obywatele na emigracji: ten bolesny proces należy dokończyć. Do obecnego znaczenia jeszcze powrócę.

Zresztą Moskale w swoim arsenale działań, które obecnie określa się jako hybrydowe, dysponują nie tylko spowodowanymi przez siebie jątrzącymi ranami historycznymi. Pod szczególną ochroną na Łotwie przebiegały wybory samorządowe, jednak na skutek własnych błędów nie przebiegły one bez problemów. Nie odnotowano jednoznacznych incydentów. Ważne jest to, co działo się poza wyborami. Otóż w związku z przyjęciem niedawno nowego regulaminu Saeimy, w parlamencie nie można już używać języka rosyjskiego. To co może dziwić w Polsce, nie powinno dziwić na Łotwie, gdzie przez całe poprzednie dekady mniejszość rosyjskojęzyczna zasiada w parlamencie. Warto jednak zauważyć, że ostatnio buta rosyjskojęzycznych deputowanych zaczęła przypominać przedwojenne polskie doświadczenia z wyczynami niektórych przedstawicieli mniejszości niemieckiej.

W czwartek, 5 czerwca, deputowanego Alekseja Rosļikova („Dla Stabilności!” - odłam prorosyjskiej partii "Zgoda" - red.) usunięto z posiedzenia Saeimy za obraźliwe zachowanie i mówienie w języku rosyjskim. Za usunięciem deputowanego z jednego posiedzenia zagłosowało 63 parlamentarzystów. Przewodnicząca Saeimy wyjaśniła, że deputowanemu grozi także surowsza kara – zakaz uczestnictwa w sześciu posiedzeniach parlamentu. W czasie, gdy w parlamencie rozpatrywano projekt uchwały „Deklaracja w sprawie zbrodniczo przeprowadzonej rusyfikacji Łotwy przez reżim okupacji sowieckiej oraz eliminowania jej skutków językowych”, Rosļikovs zgłosił się, aby wypowiedzieć się przeciwko włączeniu tego projektu uchwały do porządku obrad. Na zakończenie swojego wystąpienia poseł wykrzyknął po rosyjsku zdanie, które w tłumaczeniu brzmi: „Jest nas więcej, naszym językiem jest język rosyjski!”” - czytamy w relacji. Tłumaczenie tego występu okresem przedwyborczym nie może być jedyne gdyż myślę, że wielu z nas czytało podobne słowa w podręcznikach historii. I tutaj należy nakreślić nieco szerszy kontekst, pochodzący z kolei z Estonii.

"Na wniosek KaPo (Estońskiej Policji Bezpieczeństwa) Departament Policji i Straży Granicznej (PPA) unieważnił pozwolenie na pobyt obywatela Rosji Siergieja Filatowa. Jak podano, decyzja ta została podjęta ze względów bezpieczeństwa. „FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej – przyp. red.) nawiązała z tym mężczyzną kontakt. W celu zapobieżenia i powstrzymania zagrożeń dla bezpieczeństwa, wyciągnęliśmy do niego pomocną dłoń, aby mógł wrócić do ojczyzny” – poinformowali pracownicy KaPo w mediach społecznościowych. Zaledwie dwa tygodnie temu Estonia wydaliła z kraju obywatela Ukrainy Stanisława Matlaka za kontakty z FSB. KaPo ustaliło, że miał on powiązania z rosyjską służbą specjalną FSB i poprzez swoje działania wspierał rosyjską agresję na Ukrainie. Piątego kwietnia estońska policja deportowała z kraju obywatela Rosji Konstantina Gorłowa." - podaje "Delfi". Z kolei media łotewskie podjęły podobny temat.

Grupa dziennikarzy śledczych Europejskiej Unii Nadawców (EBU) przeprowadziła badanie dotyczące hybrydowych ataków zlecanych przez Rosję w Europie, w tym sposobów, w jakie Rosja wykorzystuje ‘jednorazowych’ agentów rekrutowanych za pośrednictwem platform mediów społecznościowych. Osoby te dokonują cyberataków, podpaleń, aktów wandalizmu, sabotażu oraz rozpowszechniają dezinformację w różnych krajach Europy. Wraz ze spadkiem liczby doświadczonych agentów wywiadu w Europie, Rosja coraz częściej korzysta z operacyjnych pracowników niższego szczebla, którzy są rekrutowani i kierowani online.” - czytamy w omówieniu, artykułu śledczego opublikowanego wcześniej w mediach szwajcarskich.

"Cyberataki w Europie mają miejsce codziennie. Do najbardziej spektakularnych należą m.in. przeciek poufnych rozmów niemieckich wojskowych, ataki na banki w krajach nordyckich, porty w Belgii i Holandii oraz urzędy państwowe w czasie wyborów lokalnych. Stefan Dugan, dyrektor Instytutu Cyberpokoju w Genewie tłumaczy, że celem takich ataków jest zastraszenie ludzi i utrzymanie ich w niepokoju: „Chodzi o stworzenie wrażenia, że w każdej chwili można zaatakować kogokolwiek. Atak może być bardzo blisko – choćby w twoim komputerze. Dlatego nawet jeśli atak nie jest złożony czy poważny – sam fakt, że może nastąpić natychmiast, ma ogromny wpływ.” Charakter wojny hybrydowej daje Rosji przewagę – mogą przypisywać sobie działania, których nie organizowali, i czerpać korzyści z chaosu, jaki one wywołują w społeczeństwie. Bezpośrednia konfrontacja militarna z Rosją jest mało prawdopodobna – twierdzi NATO – ale hybrydowe ataki na europejskich ulicach będą trwać." - brzmi konkluzja.

Z kolei na Litwie, Laurynas Kasčiūnas były minister obrony, a obecnie szef opozycyjnych konserwatystów, stał się jednym z bohaterów pewnego zamieszania. "W odcinku opublikowanym w zeszłym tygodniu lider opozycyjnej partii Związek Ojczyzny – Litewscy Chrześcijańscy Demokraci Laurynas Kasčiūnas rozmawiał z artystą i działaczem społecznym Gabrieliusem Liaudanskasem-Svarem.(...) W omawianym podcaście, podczas dyskusji na temat grup dywersyjnych, Liaudanskas-Svaras stwierdził,  „Taki człowiek nic nie zdziała przeciwko grupie dywersyjnej, on musi się nauczyć praktycznej walki na polu bitwy”. Następnie zapytał: „Czy mówi się im wprost, że będą musieli zabijać nielojalnych obywateli?” „Mam nadzieję, że tak” – odpowiedział Laurynas Kasčiūnas. Na temat tej wypowiedzi lidera konserwatystów w tym tygodniu na sali obrad Seimasu zapytała socjaldemokratka Jūratė Zailskienė. Sam konserwatysta zasugerował jednak koleżance, by nie ulegała propagandzie i obejrzała cały odcinek. „Dlaczego więc teraz pani pyta? To dziwne. Rozumiem, że niektóre portale tak pytają . (...). Czy pani wie, czym są grupy dywersyjne? Czy wie pani, co działo się na Ukrainie z takimi grupami, gdzie byli zarówno obywatele Rosji, jak i zwerbowani obywatele Ukrainy? Co się z nimi działo? Czy pani wie, kim byli stribowie (litewscy kolaboranci z NKWD)? Właśnie o tym mówimy – nie o lojalnych czy nielojalnych obywatelach” – tłumaczył poseł. „W czasie wojny pojawiają się grupy dywersyjne, które będą próbowały strzelać nam w plecy. Co wtedy zrobimy? Będziemy się bronić – tak, jak potrafimy. To jest kara dla piątej kolumny, dla grup dywersyjnych. To oczywiste. W tej sprawie apeluję o zrozumienie, czym jest obrona” – dodał Kasčiūnas." - przytoczyłem ten cytat w całości, aby Czytelnicy zdali sobie sprawę z poziomu napięcia, które istnieje na Litwie, Łotwie i w Estonii.

Stąd, gdy pojawiają się propozycje doraźnych rozwiązań, warto się im przyjrzeć.  "Mając dwa-trzy lata na znaczącą odbudowę zdolności państw NATO do samodzielnego odstraszania Rosji, nie możemy sobie pozwolić na komfort niekończących się dyskusji na temat pożądanego kształtu europejsIdej polityki, Krótki czas, jaki mamy, winien skłaniać przywódców państw europejskich, w tym Rzeczpospolitej, do intensyfikacji działań w gronie „koalicji chętnych", czyli tych państw, które podobnie odczytują sytuację zagrożenia, chcą współpracować i zwiększać swe zdolności wojskowe, a także znajdują się w podobnej sytuacji strategicznej.(...)Jeśli chcemy odbudować politykę odstraszania Rosji, to bez współpracy Polski, Skandynawów, Wielkiej Brytanii, Holandii i Bałtów, a docelowo również Rumunii i Turcji, będzie to zadanie niesłychanie trudne. Należy też w tym gronie, zdecydowanych na współpracę państw, podjąć szereg działań prowadzących do rozbudowania zdolności wojskowych. Wymieńmy najistotniejsze taicie jak zwiększenie mobilności wojskowej, pre-dyslokowanie sprzętu i zasobów amunicyjnych na wschodnią flankę, przygotowanie nowej doktryny prowadzenia wojny wielodomenowej, wspólne inwestycje w zdolności Cz i ISR, wspólna rozbudowa zdolności w zakresie uderzeń średniego i dalekiego zasięgu. Szczegółowy plan działań, które należy niezwłocznie podjąć, opisany został w niedawnym raporcie MITRE i Atlantic Council." - napisali we wspólnym artykule Marek Budzisz i Andrew A. Michta.  Co ciekawe, podobne inicjatywy komentowała Minna Ålander, analityczka z Chatham House, na łamach ICDS. Przypomnijmy również ostatnie przemówienie prezydenta Litwy w Seimasie, w którym kilkukrotnie nawiązywał do sojuszu z Polską.

Wojna, która wciąż nie dochodzi do świadomości wielu z naszych Rodaków, trwa i dotykać nas będzie coraz bardziej. Jak widać powyżej, moje i wielu innych, wieloletnie przesłania dotyczące większej współpracy w gronie krajów byłej I Rzeczpospolitej, mają swoje namacalne podstawy. Wracając jednak do pewnej odtrutki na wzajemne animozje.

Bo znów, symbolika ostatniego czasu mówi sama za siebie. "Ukraińscy i polscy naukowcy w Ekwadorze odkryli nowy gatunek niesporczaka i nazwali go na cześć biologa i wojskowego dr Biżana Szaropowa, który zginął na froncie w 2022 roku." - czytamy w "Ukraińskiej Prawdzie". W tym samym medium, mogliśmy również przeczytać o odznaczeniu generała porucznika Kiryła Budanowa, szefa Głównego Zarządu Wywiadowczego Ministerstwa Obrony Ukrainy, Złotym Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi RP.

I ze strony polskiej również ponieśliśmy kolejną ofiarę. Krzysztof Gorzelak, dziennikarz lokalny, poległ pod koniec maja, jako ochotnik na Ukrainie. I w tym miejscu, rzucenia naszego następnego kamienia rzuconego na wschodni szaniec Rzeczypospolitej, przypomnę moje kilkukrotne apele o uregulowanie kwestii polskich ochotników poległych za naszą i ich wolność. Potrafili to już zrobić Litwini, których polegli żegnani są przez prezydenta i rząd, jak i Czesi. Bo warto pamiętać: zaran wid poczatku zaczneme koly chneska prehrame.


opr. wł.
Bardzo dziękujemy za kolejne wpłaty! Już tylko 710 zł brakuje do naszej opłaty rocznej za serwer. Lista darczyńców. Jednocześnie nadal szukamy potencjalnych inwestorów naszego projektu, który wykracza daleko poza branżę medialną. Zapraszamy do kontaktu.

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024