Zdjęcie: Facebook
17-09-2025 15:00
Wtargnięcie co najmniej 19 rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną w dniach 9–10 września wywołało sporo szoku, ale niewiele grozy. Zniszczenia były minimalne, ponieważ w ataku Rosja użyła dronów–wabików typu Gerbera - tanich imitacji Shahedów, których Moskwa używa do przeciążania ukraińskiej obrony przeciwlotniczej - i które nie przenosiły ładunków wybuchowych. Jeden z rosyjskich dronów wylądował tak miękko na dachu królikarni, że zwierzęta pozostały nietknięte.
Incydent był jednak niezwykle niebezpieczny, a Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) zareagowała odpowiednio, mimo że Moskwa twierdziła, iż naruszenie było niezamierzone. Reakcja była szybka i wielostronna, a już 12 września NATO rozpoczęło nową sojuszniczą operację o nazwie Eastern Sentry, mającą na celu wzmocnienie obrony powietrznej wzdłuż całej wschodniej flanki. Po wielu atakach hybrydowych wtargnięcie rosyjskich dronów do Polski stanowi pierwszy kinetyczny test jedności i determinacji NATO. Choć pełne skutki wciąż się kształtują, Kreml z pewnością nie może być zadowolony z dotychczasowego wyniku tej próby.
Komentarz Pawła Bajewa na łamach Fundacji Jamestown - link do całości w źródle