Zdjęcie: Pixabay
05-08-2025 09:30
"To, czego jesteśmy świadkami, to zmierzch Europy - upadek unii opartej na zasadach pokoju i dyplomacji, która nie potrafi już skutecznie odpowiadać na wyzwania obecnych czasów. Dzisiejszy kryzys wymaga zdecydowanych działań - nie współpracy i stopniowych kroków mających zapobiec wojnie, lecz uznania, że wojna już nadeszła i że nadszedł czas, by walczyć." - napisali dla Politico, Gabrielius Landsbergis, były szef litewskiej dyplomacji i Garri Kasparow, były mistrz świata w szachach. Podaję ten cytat, ani jako pierwszy, ani zapewne ostatni taki przykład nawoływania do naprawy UE. Jest tutaj element jakże znajomy dla naszej polskiej historii zmierzchu I Rzeczpospolitej.
Autorzy nawołują więc, do wprowadzenia trzech zmian: porzucenia zasady jednomyślności, który w tym ujęciu przypomina problem liberum veto, otwarcie się na przyjęcie nowych państw, jak Ukraina, Mołdawia, Gruzja i Armenia, oraz dość enigmatycznie przekształcenie "pokojowo nastawionej wspólnoty w instytucję zdolną reagować na groźby realnej przemocy". Jak wspomniałem, takich głosów w minionych latach pojawiło się już wiele. Sami autorzy powołują się na niemiecko-francuski projekt "Europy dwóch prędkości" z 2017 roku, kiedy to zwłaszcza Niemcy czerpały benefity z interesów z Rosją.
Nawet nie potrzeba zbyt wiele sceptycyzmu, co do takich wniosków, czego przykłady zresztą podają sami autorzy, przypominając przykre konsekwencje niedotrzymania europejskiej obietnicy dostarczenia miliona sztuk amunicji artyleryjskiej dla Ukrainy. Osobne dowody, co do obrony UE, przekazał Apostolos Dzidzikostas, europejski komisarz ds. zrównoważonego transportu i turystyki.
"Według jego słów, w przypadku inwazji Rosji na kraje NATO na wschodnie granice zostaną skierowane jednostki pancerne. W wywiadzie dla dziennika „Financial Times” powiedział, że czołgi mogą utknąć w tunelach lub spowodować zawalenie się mostów. Dlatego Unia Europejska planuje przeznaczyć 17 miliardów euro na odbudowę infrastruktury kontynentu w celu poprawy mobilności wojskowej. Środki zostaną wykorzystane do modernizacji starych oraz rozbudowy strategicznych mostów, a także budowy nowych. Wyjaśnił, że obrona kontynentu zależy od zdolności wojsk do szybkiego przemieszczania się po Europie. Obecnie przerzut wojsk z zachodnich granic NATO na wschodnie może zająć tygodnie lub miesiące. Dodał, że znaczna część istniejącej infrastruktury nie została zaprojektowana z myślą o potrzebach transportu wojskowego. Europejskie drogi są przystosowane do ciężarówek ważących do 40 ton, podczas gdy czołgi ważą nawet 70 ton." - czytamy relację.
Podobne wnioski o obronie Europy możemy przeczytać w komentarzach Jacka Marcina Raubo na łamach Defence24, jak i Fredericka Kempe, prezesa Atlantic Council. "Andrius Kubilius, pierwszy w historii unijny komisarz do spraw obrony i przestrzeni kosmicznej, śledzi eskalującą wojnę dronów z niepokojem i poczuciem naglącej potrzeby działania.(...) *. UE planuje uruchomić jesienią program BraveTech EU, który ma zintegrować ukraińskie innowacje z europejskimi zdolnościami przemysłowymi. Równocześnie ma ruszyć fundusz pożyczkowy o wartości 150 mld euro, będący częścią większego planu inwestycji obronnych o wartości 800 mld euro w ciągu czterech lat. Priorytetem będą wspólne projekty państw członkowskich, wzmocnienie zdolności strategicznych oraz wsparcie dla celów NATO. Natomiast komisarz unijny podkreśla, że modernizacja armii nie może czekać, bo „nie można prosić Putina, by przełożył swoje plany”.
Jak zauważa Kempe, Ukraina, mimo ograniczonego budżetu, już teraz produkuje ok. 40% własnego uzbrojenia i niemal wszystkie drony. Dlatego UE chce nie tylko wspierać Kijów, ale też zacieśniać współpracę przemysłową – m.in. poprzez wspólną produkcję z Danią, Norwegią i Niemcami. I tu znów pojawia się temat USA, które zachowują się niejednoznacznie wobec Ukrainy, przy czym ostatnie porozumienia – jak zgoda Donalda Trumpa na sprzedaż ukraińskich dronów do USA – budzą nadzieję. Unijni urzędnicy liczą, że dalsze decyzje o wsparciu nie będą podejmowane jednostronnie, lecz w ramach transatlantyckiej koordynacji. "Optymiści świętują przebudzenie tej siły wolności, podczas gdy pesymiści obawiają się, że może to być za mało i za późno" - napisał ekspert, z którym notabene, współdzielę opinię, w kwestii bliskości czasowej zaistnienia zagrożenia.
Tymczasem jakie są fakty? Skoncentrowani na kierunku bałtycko-białoruskim, równie wielką uwagę powinniśmy zwracać na Mołdawię. A tam trwa już kolejna walka o przyszłość tego kraju. "Projekt „Malenkaya Strana” nakręcił film „Wielka Wojna Hybrydowa” - dokument o ingerencjach Rosji w politykę Mołdawii. „To opowieść o wojnie bardzo trudnej do pojęcia, ponieważ jej nie widać, ale cel jest jeden - utrzymanie Mołdawii w orbicie wpływów Kremla”. „Ponieważ tej wojny nie widać, nie została nam ona przez nikogo wypowiedziana, a nie toczą się w niej walki z użyciem śmiercionośnej broni - bronią są miejscowi ludzie, obywatele tego kraju, politycy, ci, na których zagłosowali ludzie, a którzy wybierają realizację misji i działań sprzecznych z interesem narodowym, ale korzystnych dla reżimu na Kremlu” - mówi dziennikarz Dumitru Garcaliuc, autor projektu, opowiadającym o jakże widocznych próbach rosyjskiej ingerencji w te wybory.
"W obecnym kontekście politycznym jedyną realną formułą uratowania europejskiej drogi Mołdawii jest sukces wyborczy opcji unionistycznej. Inicjatywa Platformy Reintegracji Narodowej, zrealizowana poprzez utworzenie Bloku Jedności Narodowej (BUN), nie jest tylko alternatywą, lecz strategiczną koniecznością dla utrzymania proeuropejskiej większości parlamentarnej. Sojusz BUN może zapewnić reprezentację parlamentarną zdolną do wspierania Partii Akcji i Solidarności (PAS), bez bezpośredniego konkurowania o to samo centrowe i umiarkowanie europejskie elektoraty. (...) Jesienne wybory nie dotyczą partii, lecz historycznego kierunku, w jakim podąży Mołdawia. Bez wyraźnego sukcesu opcji unionistycznej ryzykujemy nie tylko nieodwracalną porażkę na drodze europejskiej, ale także cofnięcie się ku peryferiom świata rosyjskiego - ponownie stając się gospodarczą i ideologiczną kolonią w cieniu Kremla. W tym kontekście masowe głosowanie unionistów na sojusz BUN nie jest zwykłym gestem wyborczym, lecz aktem politycznej świadomości, historycznej odpowiedzialności i zdecydowanego zaangażowania na rzecz zjednoczenia narodowego z Rumunią." - zachęca Anatol Țăranu, historyk i były polityk i zwolennik zjednoczenia kraju z Rumunią. Czy te działania zapewnią zwycięstwo w tym de facto geopolitycznym starciu?
Bliżej nas, trwa szybkie rozstrzygnięcie chaosu politycznego na Litwie, związanego z dymisją rządu i możliwe zmiany ministerialne. Dzieje się to w momencie narastającego nacisku rosyjskiej dezinformacji i prowokacji wobec państw bałtyckich. Wciąż też trwa impas w sprawie wstrzymania wypłat przez Rosję emerytur dla swoich obywateli mieszkających w tych państwach. Zapewne wątek zapasowy w najbliższej akcji propagandowej, której kolejny odcinek można było ostatnio zobaczyć w Pskowie.
"W piątek, 1 sierpnia, w rosyjskim obwodzie pskowskim uroczyście odznaczono 98-letniego weterana wojennego Wasilija Moskaljonowa z Łotwy. Gubernator obwodu pskowskiego Michaił Wedernikow podczas oficjalnej ceremonii wręczył weteranowi, który niedawno opuścił Łotwę, paszport Federacji Rosyjskiej oraz specjalne wyróżnienie - wynika z nagrania wideo wydarzenia opublikowanego w mediach społecznościowych. (...) Podczas uroczystej ceremonii Wedernikow wręczył Moskaljonowowi jubileuszowy medal „80 lat Wielkiego Zwycięstwa”, a także paszport obywatela Federacji Rosyjskiej. Podczas wręczania gubernator podkreślił, że jest niezwykle dumny z weterana, którego „zmuszano” do podpisania „ankiety lojalnościowej”, ale który dzielnie tego nie zrobił. „To dla nas przykład męstwa i patriotyzmu, człowiek, na którym warto się wzorować” – powiedział Wedernikow o Moskaljonowie podczas ceremonii." - o wzorcowym przykładzie ruskiego świata donoszą media łotewskie.
Równocześnie mamy nadal do czynienia z serią wydarzeń, znanych w Polsce pod pojęciem "małego sabotażu", jak choćby nabazgrania litery "Z" na samochodach w Dyneburgu, czy dezinformacyjnego oskarżania łotewskich władz o zaminowanie granicy. Z kolei w reakcji na zwiększoną agresję nielegalnych migrantów, coraz częściej nasi żołnierze i strażnicy graniczni muszą używać broni gładkolufowej - to również element tej samej wojny. Estonia umacnia, już i tak niedostępny dla pojazdów, most graniczny w Narwie i ostrzega przed kąpięlą w rzece, aby nie przekroczyć granicy z Rosją. Jeżeli podsumujemy te drobne z pozoru zdarzenia z ostatnich miesięcy, to tym bardziej trudno uwierzyć w zachodnie podsumowania rosyjskiego zaangażowania.
"Amerykańscy i europejscy politycy twierdzą, że w tym roku obserwują spadek liczby podejrzewanych o rosyjskie wsparcie aktów sabotażu, co może świadczyć o tym, że służby bezpieczeństwa prezydenta Władimira Putina ograniczają kampanię wojny hybrydowej, którą obwinia się za ataki w całej Europie. Spadek liczby operacji - polegających m.in. na tym, że rosyjscy agenci wywiadu płacili lokalnym wykonawcom za atakowanie infrastruktury cywilnej i osób prywatnych - przypisywany jest wielu czynnikom, według urzędników, którzy wypowiadali się anonimowo z uwagi na wrażliwość tematu. Głównym powodem może być to, że Moskwa stara się ograniczyć zlecanie ataków niepewnym lokalnym przestępcom, które wymknęły się spod kontroli i groziły poważnym błędem w ocenie sytuacji - twierdzą rozmówcy. Między styczniem a majem tego roku doszło do 11 podejrzanych incydentów hybrydowych z udziałem Rosji w Europie, w tym prób sabotażu kabli światłowodowych i wież telefonii komórkowej w Szwecji - wynika z raportu think tanku Międzynarodowy Instytut Studiów Strategicznych (IISS). Dla porównania, w całym 2024 roku odnotowano rekordową liczbę ponad 30 takich przypadków, według danych IISS dotyczących ataków na cele energetyczne, komunikacyjne, transportowe, wojskowe, wodne oraz podmorskie. Zachodni politycy uważają, że jednym z powodów spadku aktywności mogła być chęć Putina, by nie antagonizować Donalda Trumpa w pierwszych miesiącach jego drugiej kadencji, kiedy ten starał się szybko doprowadzić do pokoju w Ukrainie. Inne możliwe przyczyny to zniechęcenie potencjalnych rekrutów przez głośne procesy sądowe schwytanych sabotażystów, co zmusiło Moskwę do zmiany taktyki, oraz przekierowanie zasobów rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU do działań w Ukrainie." - czytamy na łamach Bloomberga. Ta ślepa wiara w rosyjskie uspokojenie, przypomina mi pewność Fremde Heere Ost co do kierunków i skali ataku operacji "Bagration" w 1944 roku.
Bo niestety, pomijając oczywisty ładunek propagandowy wezwania Łukaszenki do kremlowskiego suwerena, to nie można do końca wykluczać następnych kłopotów z tego kierunku. Tym bardziej nabiera znaczenia zwiększenie współpracy państw w naszym regionie. Mimo, że rośnie wojskowa współpraca polsko-ukraińska, to jednocześnie zaczynamy odczuwać brak tranzytu ukraińskich zbóż przez polskie porty morskie, gdyż ładunki przejęły porty niemieckie i rumuńskie. Efekt jojo w naszych stosunkach będzie się powtarzał nieustannie, gdyż taka jest natura interesów własnych, ale można zmniejszyć jego wpływ. Choćby przez wyzwolenie się z opresji historycznych grzechów, których atuty są używane nie tylko przez Rosję. O czym warto pamiętać także poza tym sierpniowym czasem.