Zdjęcie: kgd.ru
13-06-2025 10:52
Eksklawa królewiecka, mimo całej problemowej sytuacji ekonomiczno-gospodarczej, odnotowała swój duży sukces na polu kultury. Jednak jak to ma miejsce w obecnej Rosji, nawet takie wydarzenie kulturalne, nie może się obejść bez elementu wszechobecnej propagandy. I w tym świetle nawet otwarcie nowego obiektu kulturalnego, z którego relacje zgodnie opublikowały - tym razem - wszystkie media lokalne, należy odnotować jako nowy środek typowo rosyjskiej demagogii.
Wczoraj w Królewcu otwarto nowy oddział Państwowej Galerii Tretiakowskiej – wydarzenie długo wyczekiwane, choć sam budynek ukończono już w grudniu 2023 roku. Mieszczący się na wyspie Październikowej obiekt stanowi część większego kompleksu kulturalno-muzealnego, który w przyszłości ma również gościć filię Teatru Bolszoj. „Dziś prezentujemy nasz pierwszy projekt wystawienniczy – Pięć wieków sztuki rosyjskiej. Skierowaliśmy go przede wszystkim do mieszkańców obwodu królewieckiego, ale mamy nadzieję, że stanie się on również miejscem spotkania z naszym dziedzictwem narodowym dla wszystkich odwiedzających region,” mówi dyrektor generalna Galerii Tretiakowskiej Jelena Proniczewa.
Transport dzieł sztuki do Królewca wymagał skomplikowanej logistyki - opisują media – przy użyciu transportu lądowego, morskiego i powietrznego. Jak tłumaczy główna kustosz Tatiana Gorodkowa, była to operacja specjalna, której kosztów jednak nie ujawniono. Nowy oddział to nie tylko prestiżowa inwestycja o wartości 25 miliardów rubli według cen z 2018 roku, lecz także technologiczna wizytówka rosyjskiego muzealnictwa – „najbardziej zaawansowane technicznie muzeum w kraju”, jak określiła je dyrektorka lokalnego oddziału Kamila Bajdyldina.
Wystawa "Pięć wieków sztuki rosyjskiej" ukazuje rozwój rodzimej sztuki od XVI do końca XX wieku. Zwiedzanie rozpoczyna się od ikonopisu – m.in. z wizerunkiem św. Jerzego Zwycięzcy, patrona Moskwy – i kończy się futurystycznym tryptykiem Ludzie błękitnej planety autorstwa Andrieja Sokołowa i kosmonauty Aleksieja Leonowa. Jak zauważają kuratorzy, ostatnie dzieło symbolicznie koresponduje z pierwszym: tam święty zwycięża chaos w postaci smoka, tutaj człowiek podbija kosmos.
Na ekspozycji można zobaczyć prace z różnych epok: klasycyzm i romantyzm reprezentują portrety władców, sceny mitologiczne i pejzaże włoskie, później pojawiają się dzieła realistów z kręgu Pieriedwiżników – takich jak Iwan Kramskoj, Izaak Lewitan czy Ilja Riepin. W kolejnych salach zestawiono dzieła z czasów ZSRR z kontrkulturową sztuką lat 70., która często funkcjonowała w opozycji do oficjalnej doktryny artystycznej. Jak podkreśla Tatiana Judenkowa, „czas skutecznie rozmywa ostre podziały – dziś Malewicz i Korżew mogą współistnieć w jednej ekspozycji bez potrzeby polemiki”.
Część wystawy poświęcona jest samej historii Galerii Tretiakowskiej – od jej założycieli, braci Tretiakowów, przez wojenną ewakuację zbiorów, aż po nieudany eksperyment z lat 30., czyli „marksistowską ekspozycję”, która dzieliła dzieła według podziałów społeczno-ekonomicznych. Mity z tamtego okresu również są tu demaskowane – jak ten o tym, że Stalin zabrał ikonę Matki Bożej Włodzimierskiej i latał z nią nad Moskwą. „To łatwo obalić – mamy spisy, z których wynika, że ikona została ewakuowana do Nowosybirska razem z całą kolekcją sztuki staroruskiej,” tłumaczy Judenkowa.
Nowoczesna przestrzeń przewiduje też miejsce dla najmłodszych – sala dziecięca z interaktywnymi instalacjami grupy „Sinij Sup”, ścianami dotykowymi i barwnymi formami edukuje przez zmysły i zabawę. Są także dzieła wybrane specjalnie z myślą o regionie królewieckim – jak Mieszczanka z Kurska w starodawnym stroju Grigorija Siedowa, której suknia ozdobiona jest bursztynem. „To drobiazg, ale miły – wszyscy w Rosji zawsze kochali wasz bursztyn,” żartowała jedna z kuratorek. Także obraz Kawiarnia nad Jeziorem Genewskim autorstwa Nikołaja Clodta von Jürgensburga przywołuje bałtyckie skojarzenia, bliskie mieszkańcom regionu.
Nie zabrakło również przestrzeni poświęconej Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Obrazy świadków i powojennych artystów oddają dramatyzm wydarzeń, a różnorodność technik i tematów podkreśla wagę artystycznego świadectwa tamtych czasów. W jednej ekspozycji spotykają się socrealizm i buntownicza sztuka niezależna lat 70., twórcy epoki stalinowskiej i malarze z czasów odwilży Chruszczowa. To wizualna lekcja historii, w której zacierają się granice dawnych konfliktów artystycznych - czytamy w relacjach medialnych.