Zdjęcie: Wikipedia
13-05-2025 09:13
Estonia kontynuuje budowę swojego odcinka Rail Baltica pełną parą, mimo że projekt na Łotwie napotyka poważne opóźnienia. Według oficjalnych informacji z Rygi, łotewski fragment nie zostanie ukończony przed rokiem 2035, ponieważ przez kilka lat zabrakło odpowiedniego finansowania. Jak stwierdził przewodniczący komisji śledczej łotewskiego Sejmu ds. Rail Baltica, Andris Kulbergs: „To zajmie co najmniej siedem–osiem lat, by dotrzeć do Kircholmu (Salaspils), więc 2035 to najwcześniejszy możliwy termin, kiedy możemy dotrzeć do granicy z Estonią.” Estonia jednak nie zamierza zwalniać tempa, trzyma się pierwotnego harmonogramu i już przygotowuje przetarg na pociągi, które od 2030 roku mają kursować z Tallinna do granicy z Łotwą i z powrotem.
Prezes Rail Baltic Estonia, Anvar Salomets, zaznaczył, że opóźnienia Łotwy nie zostały jeszcze oficjalnie potwierdzone, ale minister infrastruktury Kuldar Leis potwierdził, że Estonia ogłasza właśnie przetarg na pociągi do ruchu krajowego. Pociągi międzynarodowe mają być zamawiane wspólnie z innymi krajami bałtyckimi na późniejszym etapie. Projekt spotyka się jednak z krytyką w kraju. Posłanka Anastassia Kovalenko-Kõlvart oceniła, że przedsięwzięcie jest nieproporcjonalne: „Estonia buduje kolej za miliardy euro, kupuje pociągi za 70 milionów, by jeździły wyłącznie z Tallinna do Häädemeeste. Do tego dochodzi coroczna dopłata w wysokości kolejnych 50 milionów euro.” Jej zdaniem środki te należałoby przeznaczyć raczej na naprawę dróg, które są w złym stanie, niż na kolej, która kończy się na granicy.
Kulbergs podkreślił również, że jeśli którykolwiek z krajów bałtyckich nie ukończy swojej części trasy do 2030 roku, mogą pojawić się wspólne zobowiązania do zwrotu unijnych środków: „Wszyscy – Estonia, Łotwa i Litwa – jedziemy na jednym wózku. Kary trzeba będzie zapłacić. Jeśli jeden zawiedzie, płacimy za niego.” Kovalenko-Kõlvart dodała, że podobne zapisy znajdują się w umowach i zostały potwierdzone przez estoński Najwyższy Urząd Kontroli.
Estoński minister infrastruktury zaprzecza jednak istnieniu odpowiedzialności zbiorowej i podkreśla, że jeśli Estonia zrealizuje swój odcinek, nie poniesie żadnych konsekwencji: „Jeśli zrobimy naszą część, wszystko będzie w porządku, a Łotwa musi po prostu odpowiadać za swoją. Nie będzie wspólnego płacenia kar.” Według Leisa, około 80 procent kosztów projektu pokrywa Unia Europejska, a podatki z sektora budowlanego zrekompensują wkład własny: „W praktyce to projekt, który dla Estonii wychodzi finansowo na zero.”