Zdjęcie: Pixabay
15-09-2025 12:34
Jak podaje opozycyjny portal białoruski "Zerkalo" powołując się na wypowiedź przedstawiciela białoruskiego resortu obrony gen. Walerego Rewenki, Mińsk zaniepokoiły informacje o ruchach wojsk polskich przy granicy, dlatego 8 września wystosowano zapytanie do Warszawy. Polska strona odpowiedziała w terminie, przedstawiając szczegóły własnych manewrów, co białoruski generał uznał za sygnał, że istnieje przestrzeń do „konstruktywnej rozmowy”. Podkreślił przy tym, że współpraca w zakresie obrony powietrznej, zwłaszcza przy identyfikowaniu dronów, może stać się fundamentem dalszego dialogu.
Tymczasem kilka dni wcześniej Polska podjęła decyzję o całkowitym zamknięciu granicy z Białorusią. Premier Donald Tusk tłumaczył to nasilającymi się prowokacjami ze strony Mińska i Moskwy oraz zagrożeniem związanym z trwającymi ćwiczeniami. Szef MSWiA Marcin Kierwiński zapewniał jednak, że restrykcje nie potrwają ani dnia dłużej niż to konieczne. Zamknięcie dotknęło nie tylko przejścia drogowe, ale również wszystkie kluczowe kolejowe punkty graniczne, przez które odbywał się główny przepływ towarów między Chinami, państwami WNP i Unią Europejską.
Skutki tej decyzji okazały się poważne. Ruch towarowy został wstrzymany w obu kierunkach, a pociągi w drodze zatrzymano. Według danych białoruskich kolejarzy, którzy ujawnili kulisy sytuacji, w 2024 roku przez polsko-białoruską granicę przewieziono niemal osiem milionów ton ładunków. Teraz trasy kontenerowe z Chin zostały zablokowane, a alternatywy, takie jak trasy przez Litwę, Łotwę czy Ukrainę, mają ograniczoną przepustowość lub są obarczone ryzykiem politycznym i militarnym. Kierunek południowy przez Kaukaz i Turcję jest kosztowniejszy i wymaga dodatkowych przeładunków, a transport morski wydłuża czas dostaw o kilka tygodni.
Eksperci podkreślają, że blokada może szybko sparaliżować białoruską infrastrukturę kolejową. Codziennie na granicy może gromadzić się dziesiątki pociągów, dla których brak torów postojowych, co grozi zablokowaniem stacji i szlaków. Straty finansowe szacuje się na kilkaset tysięcy dolarów dziennie. W dłuższej perspektywie Mińsk traci pozycję ważnego ogniwa w korytarzu transportowym „Chiny–Europa”, którego częścią był w ramach inicjatywy „Jeden pas, jedna droga”. Na konsekwencje narażone są także Chiny, które stracą najszybszą trasę lądową dostaw, oraz państwa europejskie, które będą musiały liczyć się ze wzrostem kosztów i wydłużonym czasem transportu. Co zapewne będzie tematem rozmów polsko-chińskich w ramach wizyty Wang Yi, ministra spraw zagranicznych Chin.