Zdjęcie: Pixabay
16-04-2025 10:15
Europejska rzeczywistość migracyjna wyraźnie przechodzi transformację, w której uchodźcy z Ukrainy odgrywają kluczową rolę. Państwa europejskie, zwłaszcza te z bardziej rozwiniętą polityką migracyjną, coraz wyraźniej dążą do zatrzymania ukraińskich obywateli u siebie. Skandynawia, gdzie już pół wieku temu przeprowadzono społeczny dialog o wartości migracji, nie ma dziś większych uprzedzeń wobec obcokrajowców – zakłady pracy, takie jak Scania w Szwecji, zatrudniają ludzi z ponad 50 krajów. Jak zauważył ekspert ds. migracji, dr Andrij Hajducki, „jeśli nie przyciągniesz imigrantów, większość fabryk i zakładów zostanie zamknięta”.
Inaczej wygląda sytuacja w Europie Środkowo-Wschodniej. W ocenie ukraińskiego eksperta, choć kraje takie jak Polska, Węgry czy Słowacja jeszcze odczuwają społeczne napięcia wobec cudzoziemców, równocześnie są zmuszone do szybkiej adaptacji – niedobór taniej siły roboczej przyspiesza liberalizację prawa migracyjnego i przygotowuje grunt pod społeczeństwo multikulturowe. Te nowe „przemysłowe centra” muszą działać szybko, by nie zatracić dynamiki gospodarczej. W tym kontekście, jak zauważa Hajducki, także Rumunia i Bułgaria po wejściu do strefy Schengen od 2025 roku będą bardziej otwarte na ukraińskich pracowników.
Nie bez znaczenia pozostaje również fakt, że część ukraińskich uchodźców już zaczyna przemieszczać się wewnątrz Europy. Zmniejszenie wsparcia socjalnego w Niemczech może skłonić wielu do przenosin do krajów o niższych kosztach życia, takich jak Włochy czy Hiszpania, lub do tych oferujących bardziej rozbudowaną opiekę społeczną – jak Szwecja czy Norwegia.
Według danych ONZ, na koniec 2024 roku poza granicami Ukrainy przebywało 6,8 miliona jej obywateli, z czego około 5,5 miliona – jeśli nie uwzględniać tych wywiezionych do Rosji i Białorusi – osiedliło się w Europie. Najwięcej w Niemczech (ponad 1,2 mln), Polsce (985 tys.) i Czechach (380 tys.).
Potencjał powrotu? Raczej symboliczny. Struktura ukraińskiej diaspory pokazuje, że aż 56% to osoby aktywne zawodowo lub przedsiębiorcy, 16% to studenci, a tylko 28% to bezrobotni, emeryci lub osoby niezdolne do pracy. Hajducki szacuje, że „nawet jeśli nastanie pokój, wróci około 30% – głównie starsi i ci, którzy nie odnaleźli się na emigracji”.
Problem tkwi w ekonomii. „Migranci są gotowi wrócić, jeśli pensja w kraju będzie tylko dwa razy niższa niż na emigracji – bo odpada koszt wynajmu. Tymczasem w Polsce zarobki są czterokrotnie wyższe niż w Ukrainie, a w Niemczech nawet siedmiokrotnie. Aby więc zatrzymać lub ściągnąć z powrotem Ukraińca, należałoby podnieść jego wynagrodzenie w kraju do poziomu nieosiągalnego dla większości ukraińskich pracodawców” – podkreśla ekspert. Dlatego też europejskie rządy nie tworzą programów repatriacyjnych. To zwyczajnie się nie opłaca. I wszystko wskazuje na to, że Ukraina – nawet po zakończeniu wojny – długo jeszcze pozostanie krajem emigracji, a nie powrotów.