Zdjęcie: nashaniva.com
30-08-2025 12:00
Białoruski portal "Nasza Niwa" opublikował dzisiaj artykuł dotyczący zniknięcia Anatola Kotaua. Jak informowały już media, były białoruski dyplomata i urzędnik, Anatol Kotau, zaginął w Turcji 21 sierpnia. Jego historia równie zagadkowa jak przypadek poprzedniego zniknięcia Andżeliki Mielnikowej, przewodniczącej Białoruskiej Rady Koordynacyjnej. 45-letni emigrant polityczny, znany z krytyki reżimu, a później także opozycji, zniknął po przybyciu do Stambułu. Według tureckich mediów, od razu przesiadł się na samolot do nadgranicznego miasta Trapezunt, a następnie opuścił Turcję przez port morski w zaledwie kilka godzin po przylocie.
Według publikacji, niskie, jak na jego ambicje, stanowisko, które zajmował w ostatnich latach na emigracji, nie odpowiadało jego pragnieniu bycia w centrum wydarzeń. Pracował w agencji eventowej oraz w Białoruskim Funduszu Solidarności Sportowej, a także był związany z anonimowymi kanałami na Telegramie. Jeden z nich, „Nik i Majk”, krytykował białoruski reżim, natomiast drugi, „Belarus Wired”, krytykował opozycję, co podchwytywała prorządowa propaganda.
Co istotne, Kotau pochodził z rodziny związanej z białoruskimi służbami bezpieczeństwa. Jego rodzice byli oficerami KGB, a starszy brat oficerem wojskowym związanym z tą samą instytucją. Kotau ukończył studia w MGIMO, prestiżowej rosyjskiej uczelni kształcącej kadry dla MSZ, po czym powrócił na Białoruś i rozpoczął karierę dyplomatyczną. Pracował m.in. w ambasadzie w Warszawie, gdzie w latach 2006-2010 był podwładnym Pawła Łatuszki. Co ciekawe, w czasie drugiego pobytu w Polsce, Warszawa w 2015 roku uznała go za personę non grata w odwecie za wydalenie przez Mińsk jednego z polskich dyplomatów.
Jak informuje publikacja, Kotau poznał i zaprzyjaźnił się z Władimirem Popowem, byłym oficerem służb specjalnych i GRU. W 2019 roku, wspólnie założyli firmę, co świadczy o ich bliskiej relacji. Ta znajomość może mieć kluczowe znaczenie, ponieważ Popow, podobnie jak Kotau, opuścił Białoruś w 2022 roku i zamieszkał w Polsce. Z bazy danych paszportowych, do których dostali się CyberPartyzanci, wynika, że Popow posiadał fałszywe paszporty na różne nazwiska i podróżował m.in. do Unii Europejskiej. Tymczasem sam Kotau twierdził, że był podejrzewany o współpracę z polskimi służbami specjalnymi już przed rokiem 2020 i właśnie dlatego został zesłany na mało znaczące stanowisko w administracji Łukaszenki.
W 2020 roku Kotau demonstracyjnie zrezygnował z pracy w ramach protestu przeciwko brutalności reżimu. Wyjechał do Polski i dołączył do nowo utworzonego Narodowego Zarządu Antykryzysowego (NAU) Pawła Łatuszki, lecz ich drogi szybko się rozeszły, jak wynika z ustaleń chodziło o sprawy przywództwa, jak i finansowe. Kotau założył własną firmę i fundację, a jego ambicje polityczne, jak mówią jego ówcześni koledzy, sięgały nawet prezydentury. Ostatecznie, Kotau dołączył do mniej znanych grup opozycyjnych i skupił się na krytyce innych środowisk opozycyjnych. W 2024 roku został na Białorusi zaocznie skazany na 12 lat więzienia za rzekomą zdradę.
Jak wynika z ostatnich ustaleń, Kotau przybył on do Trapezuntu i w ciągu zaledwie 25 minut po przylocie przeszedł kontrolę graniczną w porcie morskim. Według doniesień tureckiej policji, Kotau wypłynął w podróż do Soczi na prywatnym jachcie wraz z grupą osób. Tureccy strażnicy graniczni nie stwierdzili niczego podejrzanego w zachowaniu Kotaua ani jego towarzyszy. Żona Anatola, Anastazja Pilipczyk-Kotau, opowiedziała, że ich korespondencja SMS-owa była normalna aż do momentu, gdy ostatnia wiadomość, którą wysłała o 21:28 czasu polskiego, pozostała nieprzeczytana. Zaniepokojona zawiadomiła polskie i tureckie służby, a także wynajęła prawników w Turcji.
Jako ciekawostkę warto odnotować, że Paweł Łatuszka, zastępca szefa Zjednoczonego Gabinetu Tymczasowego, w dalszym ciągu otrzymuje groźby. Wczoraj media podały, że otrzymał wiadomość na swój adres e-mail: „Łatuszka, no cóż, do zobaczenia wkrótce. Do zobaczenia w ojczyźnie". Według Łatuszki wiadomość pochodziła od tej samej osoby, prawdopodobnie oficera KGB, która napisała do niego przed atakiem na polityka na Uniwersytecie Warszawskim. „Ta osoba twierdzi, że wszyscy liderzy opozycji zostaną „znalezieni” i „dostarczeni” od „okien” [chodzi o punkty wymiany granicznej -red.] przez zwykłych Polaków i Litwinów na granicy. Groźby nie ustają ” – napisał Łatuszka.