geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Jakub Szymczuk KPRP

Nadzieje i obawy

Michał Mistewicz

11-04-2023 09:30


"Dla przeciętnego Ukraińca, Litwina czy Czecha, nie mówię już o  Białorusinach – pisał Giedroyc z przekonaniem – słowo "federacja" kojarzy się z polskim imperializmem i obawą przed polonizacją. Dużo się zmienia wśród naszych sąsiadów (nie w ich emigracjach, które zastygły w dawnych sporach i poglądach, tak jak i polska), ale mimo tych zmian uważam, że jeszcze jest za wcześnie na występowanie z hasłami federacyjnymi. Trzeba zacząć od początku. Doprowadzić do normalizacji stosunków, do wzbudzenia zaufania dla naszych intencji. Dlatego już od dawna postawiliśmy wyraźnie sprawę Lwowa i Wilna, dlatego z naciskiem piętnujemy wszelkie przejawy ucisku narodowościowego, czy religijnego w Polsce. Politykę narodowościową na Wschodzie Giedroyc rozumiał więc bardziej jako „partnerstwo”, nie zaś „federację”, przez wielu kojarzoną z „wynarodowieniem” - pisał Andrzej Stępnik z UMCS.

Miniony tydzień zdominowała dyskusja ekspertów różnych ośrodków na temat, którego ponownego powrotu ma pierwsze łamy polskich mediów należało się spodziewać, zwłaszcza w powiązaniu z wyrażanym przez niektórych rozczarowaniem brakiem większych efektów wizyty prezydenta Zełenskiego z małżonką w Polsce. Tymczasem, jak zawsze, "diabeł tkwi w szczególe" - odniosłem jednak wrażenie, że niewielu w okopanych na swoich pozycjach ekspertów dostrzega sedno wszystkich jego elementów, skupiając się tylko na samym haśle.

Chcę podjąć po raz kolejny głos obywatelski w tym jakże ważnym dla przyszłości nas wszystkich, żyjących w przestrzeni dawnej I Rzeczpospolitej, temacie, który dotyczy mniejszej czy większej formy współpracy Polski i Ukrainy, ale także w przyszłości rozszerzonej, o kolejne państwa regionu, w miarę wyrażanych chęci przez te kraje, ku takiemu rozwiązaniu. Na początku zaznaczę, że odrzucam rzekomą szkodliwość podejmowania tego typu dyskusji, ze względu na "szkodliwość wpływu na wzajemne relacje i możliwe wykorzystanie przez rosyjska dezinformację". Jeżeli wciąż będziemy zwracać uwagę na to co powie Moskwa, to stajemy się w relacjach wewnętrznych - a takimi są nasze wzajemne stosunki z Ukrainą - zakładnikami tego co znów tam wymyślą. A cokolwiek omawiamy, zawsze na swoją modłę przekręcą na Kremlu - taka ich zabawa z nami od pół tysiąclecia, więc kończąc kolokwialnie "psy szczekają, a karawana idzie dalej".

Pierwsza kwestia to podstawy, które jak życie uczy, wciąż należy przypominać: jak to wiedzą nasi stali Czytelnicy, idea, która legła u podstaw powstania naszego portalu, to propagowanie, jak najszerszej współpracy w naszym regionie, na zasadach partnerskich niezależnych państw. To dość istotne, aby zdawać sobie sprawę, po której stronie przysłowiowego płotu się opowiadamy, dostrzegając jednak blaski i cienie niektórych rozwiązań. I kolejna rzecz, także niebagatelna. Żyjąc przez dekady w odgrodzonym żelazną kurtyną, szarym skomunizowanym świecie, pewna część z nas i naszego społeczeństwa, w tym także mieszkańców omawianych przez nas krajów, utraciła wiedzę o znaczeniu "naszej wspólnej przestrzeni".  Ostatnie lata dopiero przywracają nasze postrzeganie i należną temu uwagę. Tymczasem przez te wszystkie dekady, dyskusje i publikacje na omawiane ostatnio tematy, pojawiały się wciąż w środowisku polskiej emigracji na Zachodzie. To właśnie wnioski wyniesione w wyniku tamtych dyskursów, legły u podstaw polskiej polityki wschodniej po 1989 roku, czego przykład cytuję na początku.

Druga kwestia - musimy sobie zdać sprawę z tego czego oczekujemy nawzajem od swoich państw. Jakie są oczekiwania wobec zakresu takiej współpracy? Na ile dane oczekiwania są wyrażane przez elity, a jakie przez ogół społeczeństwa? Sumując: jakie są nasze nadzieje wobec przyszłości naszych relacji? Z dotychczasowego przebiegu debaty wynika, że wciąż mylimy pojęcia, o których jest w ogóle sens rozmawiać. Nie ma i nie może być powrotu do scenariusza współpracy znanej przed zaborami. Do jakiejś formy bezpośredniej unifikacji. To już nie te czasy, wreszcie nie o takie wartości walczy obecnie Ukraina.

"W wyniku swojego położenia Ukraińcy nie dostrzegali partnera w państwach, w których żyli, a jedynie przeciwnika, którego należy pokonać, o ile chce się zachować tożsamość narodową. Także idea asymilacji narodowej, podpowiadana m.in. przez niektórych polskich polityków, nie mogła stać się atrakcyjna dla świadomych swojej tożsamości ukraińskich elit." - pisali Michał Klimecki i Zbigniew Karpus, opisując faktyczną samotność Ukraińców w zasadzie w całym XX wieku, co zresztą doprowadziło także do i naszej tragedii. Nie tędy więc droga, o czym także należy przypominać, zwłaszcza po lekturze niektórych ostatnich wypowiedzi w mediach społecznościowych.

Następną rzeczą o której trzeba wspomnieć, to fakt, że o ile w polskiej przestrzeni medialnej temat naszej wzajemnej współpracy jest dyskutowany i okresowo powraca z większym odzewem, o tyle w ukraińskich mediach, temat ten jest w zasadzie marginalny, co zresztą jest zrozumiałe w warunkach trwającej wojny, gdzie rozważania teoretyczne nie mają, ani dziesiątego ani dwudziestego stopnia ważności. W Polsce temat "federacji" powrócił znów, głównie za sprawą wywiadu, którego udzielił Igorowi Janke, znany ekspert Marek Budzisz. Wiele gorących komentarzy wywołał późniejszy wpis na Twitterze. I trzeba powiedzieć wprost, że dobrze iż do takich debat dochodzi. Ale trzeba wrócić do chwili, która poprzedziła ów wywiad: do wizyty prezydenta Ukrainy w Warszawie. Sama wizyta została także zauważona przez media państw regionów: bardzo ogólnie opisana na Litwie (szerzej w polskojęzycznych wydaniach), z kolei na Łotwie dostrzeżono zapowiedź otwarcia granicy polsko-ukraińskiej, a także "normalną w wojennych warunkach" oprawę wizyty - bez zwyczajowej tajemnicy. W mediach estońskich z kolei podkreślano porozumienie Polski z Ukrainą w sprawie zboża. Z kolei niezależne media białoruskie dostrzegły wypowiedź prezydenta Ukrainy, że wolność zawita kiedyś na Białorusi, o której mówił w swoim przemówieniu na Zamku Królewskim.

Wracając jednak do głównego wątku, kiedy zdamy sobie sprawę z naszych oczekiwań, należy podliczyć atuty jakie posiadamy. Fundamenty istnienia wielowiekowego wspólnego państwa to raczej rzecz bardziej przemawiająca do naszych polskich serc - musimy zdawać sobie z tego sprawę. Natomiast trudna wspólna historia XX wieku - o czym za chwilę - tym atutem nie jest. Jest jednak inny atut będący dobrym prognostykiem - o 10 procent wzrosła sympatia polskiego społeczeństwa do Ukraińców i wynosi 51% według badania CBOS. Z kolei dr Łukasz Adamski, wicedyrektor Centrum Mieroszewskiego, przytoczył wyniki badania Centrum wśród Ukraińców z sierpnia 2022 roku na temat granicy polsko-ukraińskiej - czy winna ona być rzeczywista, czy symboliczna? Według badania 29% badanych opowiedziało się za wspólnotą dwóch państw, tyle samo za sojuszem dwóch państw, natomiast 40% respondentów opowiedziało się za dotychczasową formą dobrosąsiedzkich relacji z uproszczoną formą przekraczania granicy.

Obecną podstawą naszej szerszej współpracy jest nie tylko bezapelacyjna pomoc wojskowa i humanitarna, polski hub dla uzbrojenia dla Ukrainy, wreszcie centra napraw ukraińskiego sprzętu i produkcji amunicji i innego wyposażenia. Jesteśmy także hubem logistycznym dla ukraińskiego eksportu - co rzeczywiście w przypadku zboża okazało się chwilowo problematyczne. Niezbędna okazała się także pomoc Ukrainie w obliczu kryzysu energetycznego. Z kolei podstawą społeczną są wszelkie formy pomocy dla uchodźców, które pojawiły się po 24 lutego 2022 roku. Tymi wszystkimi znanymi formami polskiego wsparcia, budujemy więc sami tę wspólną historię. A tak przecież już było: "wszak Ukraina była "ukrainą", "ugraniczem" Rzeczpospolitej od strony koczowników - Tatarstwa, zasłaniała ją z tej strony, cała istota, cała siła jej życia wytężoną była ku jednemu jakby zadaniu - walce i obronie" - jak pisał jeszcze w XIX wieku Aleksander Walerian Jabłonowski.

Ukraińską nadzieją i naszym atutem jest nasza obecność w NATO i UE. Jak poinformowali w minionym tygodniu politycy, kwestia zaproszenia Ukrainy do NATO została wycofana z agendy lipcowego szczytu sojuszu w Wilnie. W tej sytuacja Polska we współpracy z krajami bałtyckimi będzie pracować nad innymi formami rozwiązania kwestii bezpieczeństwa dla Ukrainy.

A teraz obawy. Nasze obawy dotyczą przede wszystkim sprawy wspólnej historii. "Ciągle brakuje nam jednej prostej rzeczy, prostego powiedzenia przez ukraińskich przywódców: tak, nasz naród to zrobił." - mówił rzecznik polskiego MSZ dr Łukasz Jasina w trakcie wywiadu, przyznając jednak, że porozumienie w kwestii wyjaśnienia i polskich badań dotyczących ofiar Zbrodni Wołyńskiej jest teraz bardziej możliwe niż kiedyś. Jednak, czy taka deklaracja polityków ukraińskich jest możliwa, vide: możliwe ich obawy dotyczące dalszych wypływających z tych słów reperkusji? To właśnie przypadek brakujących słów, które z naszego punktu widzenia wpływają na wzajemne relacje.

Kolejne obawy dotyczą znanego po nieszczęsnym udziale w odbudowie Iraku, syndromu obaw o wypchnięcie polskich firm z odbudowy Ukrainy, biorąc pod uwagę aktywnie ścigane przypadki korupcji w tym kraju. Jednak znów nadzieje powinny przemóc obawy, a polskie firmy otrzymały zaproszenie do udziału w odbudowie, z którego warto skorzystać. A przy okazji są to kolejne nici porozumień, które łączą nasze kraje.  Ze swojej strony wspomnę także o innej obawie: z oczywistych powodów nie wiemy, jakie zakulisowe ustalenia przy negocjacjach w sprawie pomocy militarnej czy finansowej obiecały władze Ukrainy poszczególnym donatorom. Wreszcie rzecz kolejna, którą postrzegam na lokalnym poziomie społecznym: pewne obawy dotyczące zrównania praw - jakże bardzo przypomina to obawy szlachty, które były jednym z powodów braku naszego porozumienia, choćby w XVII wieku. Tak nadziei,jak i obaw jest o wiele więcej, jednak z braku miejsca wymieniam tylko część z nich.

Mimo jednak tych wszystkich obaw, wypływają wnioski, o którym napomykali w swoich przemówieniach prezydenci naszych krajów. Architektura powojenna zmieni niewątpliwie nie tylko mapę wpływów w regionie, ale także nasze, tak modne ostatnio "mapy mentalne". To dostrzegają już zachodni eksperci. "Teraz niektóre rządy, szczególnie w Europie Wschodniej, zaczynają realizować strategie budowania nowych struktur wojskowych, gospodarczych, a nawet politycznych, starając się jednocześnie utrzymać tradycyjne relacje z NATO i Unią Europejską." - napisał dr Daniel Goure z Instytutu Lexington. Także w analizie Chels Michty (CEPA) wynika, że centrum europejskiego przywództwa przesuwa się na wschód – najwyraźniej w stronę Polski, a co także zauważył Ishaan Tharoor, publicysta "Washington Post".

W mojej opinii zgadzam się też z jednym z wniosków dra Łukasza Adamskiego: jeżeli budować sojusz to zaczynać "od dołu". Takimi małymi, czasem mozolnymi krokami, są np: wspólne zebrania Związków Zawodowych, czy codzienna działalność takich organizacji, jak Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w dawnym Stanisławowie i wielu, wielu innych. Te małe rzeczy, które budują wzajemne zaufanie już się dzieją. I pamiętajmy, że ten proces może trwać dłużej, o czym już kiedyś pisałem. Jedno też jest pewne: przyszło nam żyć w momencie, w którym nigdy nie byliśmy bliżej budowy tak szerokiej wspólnoty porozumienia w naszym regionie. Czy przeważą nasze nadzieje, czy obawy, zależy tak od rządzących, jak i nas samych.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021