geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Facebook

Narzędzia

Michał Mistewicz

30-09-2025 09:30


W mysłowickim parku Promenada, bardzo urokliwym ciągu pieszo-rowerowym, który prowadzi do dawnego Trójkąta Trzech Cesarzy, o którego znaczeniu już kiedyś wspominałem, na ławkach widnieją tabliczki z różnymi cytatami. "Tym, którzy nic nie osiągnęli, przeszkadzają cudze marzenia" - ta uniwersalna sentencja dr. Łukasza Zimnocha, wykładowcy Uniwersytetu Śląskiego, również obrazuje to, co wydarzyło się w minionym tygodniu w naszej przestrzeni.

Na plan pierwszy wysuwa się oczywiście zwycięstwo wyborcze sił prozachodnich w Mołdawii. Liczba artykułów, która pojawiła się w ciągu ostatnich kilku dni z tego kraju - leżącego przy wodach Dniestru, gdzie sięgała granica I Rzeczpospolitej - ilustruje skalę problemów. To splot całego szeregu czynników. Część komentujących wyraża zaskoczenie takim wynikiem wyborczym, skalą zwycięstwa rządzącej partii PAS, jedynego de facto, gwaranta prozachodniego kursu kraju.

I rzeczywiście, nie tylko prognozy wyborcze, ale opinie ekspertów wyrażały sceptycyzm co do kolejnego zwycięstwa PAS. Zmęczenie społeczeństwa cięższą sytuacją kraju, przeciwko któremu Kreml wytaczał kolejne działa ze swojego arsenału dezinformacji i propagandy, było wyraźne. W rezultacie, prozachodnia PAS grała metodami, które można byłoby uznać na kontrowersyjne, jak ograniczenie głosowania przez mieszkańców Naddniestrza, czy usunięcie dwóch partii w przeddzień wyborów - o ile nie zna się niezbędnego kontekstu. Wszak działanie żywych narzędzi w postaci dotowanych polityków to także osobny i już szeroko naświetlony temat, zresztą proceder - niestety - znany od wieków nie tylko w Mołdawii.

Oczywiście post factum działacze PAS mówią o wyrażonym przez społeczeństwo pragnieniu wolności i demokracji, ale jak to zwykle w takich przypadkach, powody są bardziej przyziemne. Nie można przecież przeoczyć, kilku zasadniczych przesłanek, które przynajmniej pomogły osiągnąć taki, a nie inny wynik. W skali kraju, partia rządząca otrzymała 44 procent głosów, w Kiszyniowie ponad 52%, a zagranicą niemal 79%. W Gagauzji, "jak zwykle" królował prorosyjski Blok Patriotyczny z 82% głosów, natomiast znów interesujący jest wynik głosujących mieszkańców separatystycznego Naddniestrza, gdzie owszem 51% głosów zebrały siły prorosyjskie, ale niemal 30% głosów zostało oddanych na PAS. I to właśnie potwierdza pierwszą regułę, która jest znana wśród mniejszości rosyjskiej na Łotwie i w Estonii: ludzie głosują - tak czy owak - za szansą zysku. Bo przypomnijmy, że mimo kryzysowej sytuacji w Naddniestrzu, notowano coraz wyższą wymianę handlową z UE, procesu, który koniec końców, może doprowadzić  praktycznie tylko do jednego rozwiązania.

Tak więc zainwestowanie przez Kreml 150 mln dolarów w akcję propagandową, dezinformacyjną wraz z niebagatelną rolą destabilizacji sytuacji przed wyborami w Mołdawii, nie mogło przeważyć choćby Instrumentu na rzecz Reform i Wzrostu dla Mołdawii w ramach Plan Wzrostu dla Mołdawii. Unijnego programu wartego 1,9 miliarda euro, w tym 385 mln euro grantów i 1,5 mld euro pożyczek na preferencyjnych warunkach. Programu - przypomnijmy - przyjętego w marcu tego roku. Dodatkowo, we wrześniu Komisja Europejska przekazała Mołdawii kolejne niemal 19 mln euro w ramach tego samego programu, po spełnieniu określonych warunków reform. Do tego należałoby dodać szereg indywidualnych grantów, które Mołdawia otrzymała m.in. od Polski, Niemiec, Francji i wielu innych państw.

Poza tym mieszkańcy powoli zauważają zmiany: niezależność energetyczną, uruchomienie wielu projektów budowlanych i inwestycyjnych, w których notabene, biorą udział także polskie firmy.

Drugi czynnik, o którym warto wspomnieć, to zdarzenie, które Rosja zafundowała na przełomie roku: wywołanie kryzysu humanitarnego w Naddniestrzu, poprzez odcięcie gazu przez Gazprom. Tymczasem zamiast uderzenia w Mołdawię, która sprawnie poradziła sobie z problemem, ten geopolityczny pocisk trafił gdzie indziej. Z efektem tego, najwyraźniej nie przemyślanego na Kremlu ruchu, mieszkańcy Naddniestrza zmagają się do dzisiaj. Natomiast to też, a jakimś stopniu mogło zaważyć na oddawanych głosach.

Wreszcie trzecia, w mojej ocenie, równie ważna kwestia. Co Rosja oferowała w zamian? Gruszki na wierzbie w postaci taniego gazu, który bardzo pokrętną i raczej wirtualną drogą miał dotrzeć do adresatów? Faktycznie prezentacja rosyjska wyglądała bardzo słabo: nie dość, że wymiana handlowa z Mołdawią jest coraz mniejsza - z niemal 9% eksportu w 2021 roku do 3,6% w 2024 roku i dalej spada, to nastąpiło już przeorientowanie rynku na handel z bliższą UE. A przy tym wszystkim, co oferował "ruski świat"? Zdjęcia z Naddniestrza, gdzie ten system trwa od upadku sowieckiego "cudu politycznego", mówią same za siebie. Nawet Mołdawianie głosujący na Białorusi, wykazali się podobnym wynikiem, co mieszkańcy Naddniestrza - w ten sposób wyłamując się z rosyjskiego systemu, gdzie w Moskwie PAS zdobyła tylko 12% głosów.

Obywatele dokonali dość jasnego wyboru, w dużej większości chcą być w Unii Europejskiej, widzą ją jako wektor rozwoju. Widzimy tu nie tylko wynik PAS, jest jeszcze jedna partia, która ma dostęp do parlamentu oraz przynajmniej niektóre elementy bloku politycznego, który również zadeklarował się jako proeuropejski. Możemy więc powiedzieć, że przytłaczająca większość wyborców postrzega integrację europejską jako ważną i prawidłową opcję dla  Mołdawii. Czy mnie to zaskoczyło? Raczej nie. Obywatele tym razem byli racjonalni, właściwie jak praktycznie zawsze, i głosowali na podstawie teorii głosu użytecznego. Praktycznie przekazali większość jednej partii – PAS – kosztem innych formacji prawicowych, tylko po to, by usunąć zagrożenie ze strony prorosyjskich sił, które mogłyby przejąć rządy i zmienić wektor rządzenia Mołdawii na kolejne cztery lata”. - powiedział Pavel Horeca, analityk WatchDog.md.

Tym samym to europejskie marzenie, zostało przez większość Mołdawian obronione. Jak się wydaje, niewiele już stoi na przeszkodzie, aby faktycznie ten kraj dołączył do UE. Jedna bitwa Zachodu została wygrana. Kolejne wciąż przed nami.

Przecież Ławrow w piątek wszem i wobec na forum ONZ ogłosił, że "NATO i UE… wypowiedziały już prawdziwą wojnę mojemu krajowi i bezpośrednio w niej uczestniczą". ONZ, która już od dłuższego czasu zaczyna przypominać swoją poprzedniczkę - Ligę Narodów.

"Nie można powiedzieć, że ONZ nic nie robi. Ale niewielka, trzymiesięczna pomoc finansowa dla niektórych grup Ukraińców i coroczne zatwierdzanie rezolucji potępiających rosyjską agresję wyraźnie nie powstrzymują tej agresji w żaden sposób. Tydzień przed rocznicową sesją Zgromadzenia Ogólnego ONZ Sekretarz Generalny ONZ Antonio Guterres stwierdził, że „nie jest optymistycznie nastawiony do krótkoterminowego procesu pokojowego na Ukrainie”, ponieważ Rosja stawia mu opór. „W związku z tym obawiam się, że możemy być świadkami kontynuacji tej wojny, przynajmniej przez jakiś czas” – powiedział Sekretarz Generalny ONZ.(...) Drugim, niegdyś wpływowym sojuszem, który dawno temu powinien był postawić Rosję na nogi (skoro rosyjskie bezzałogowe statki powietrzne i rakiety „przypadkowo” wylądowały na terytorium krajów europejskich), jest Sojusz Północnoatlantycki. Jednak tylko Polska (która na początku września osobiście doświadczyła, czym jest rosyjska agresja hybrydowa), Szwecja i Wielka Brytania zapowiedziały, że planują zestrzelić rosyjskie samoloty, jeśli naruszą one przestrzeń powietrzną państw Sojuszu. Co ciekawe, nawet w przededniu posiedzenia Rady NATO na szczeblu ambasadorów, poświęconego naruszeniu estońskiej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie samoloty bojowe (23 września), Sztokholm, Oslo i Kopenhaga zostały zaatakowane przez „nieznane” drony… I jaka była reakcja? Właściwie żadnej." - zauważa Tatiana Urbańska na łamach UNIAN.

Według autorki, Rosja kontynuuje swoją strategię wojny hybrydowej i presji na Europę, wykorzystując m.in. zagrożenia nuklearne oraz prowokacje militarne w pobliżu granic NATO. Działania te mają na celu osłabienie Sojuszu, zmuszenie państw europejskich do zwiększenia własnej obrony kosztem wsparcia dla Ukrainy oraz wywarcie presji politycznej w sprawach terytorialnych. Eksperci wskazują, że Kreml manipuluje strachem przed eskalacją konfliktu, grając na obawach europejskich i amerykańskich decydentów, choć sam Putin raczej blefuje w kwestiach nuklearnych i obawia się pełnoskalowego wyścigu zbrojeń z USA.

Z kolei rodak publicystki, Mykoła Bielieskow, ekspert z ukraińskiego Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych (NISS), zauważa, że ostatnie wydarzenia dowiodły, że obrona powietrzna NATO nie jest gotowa na masowy atak tanich dronów rosyjskich. "Generalnie Europa nadal unika ryzyka – chce zachować pole manewru i uniknąć poważnej konfrontacji z Rosją, utrzymując wojnę na terytorium Ukrainy. Nic się w tej kwestii nie zmieniło.(...) Zintegrowana obrona powietrzna NATO nadal jest ukierunkowana na klasyczne zagrożenia – samoloty załogowe, pociski balistyczne i manewrujące – a nie na wszechobecne, tanie i wszechstronne drony szturmowe i wabiące. Nie napawa optymizmem fakt, że trzy lata po rozmieszczeniu dronów typu Shahed obrona powietrzna NATO w Polsce zachowywała się tak, jakby nic się nie zmieniło." - powiedział Bielieskow.

Dzieje się to w momencie, kiedy gen. Walery Załużny, obecny ambasador Ukrainy w Wielkiej Brytanii, przyznaje, że stan wojny na Ukrainie, wrócił do stanu przypominającego I wojnę światową oraz ostrzega przed coraz większą dominacją dronów na polu walki.

Tymczasem na naszej najbliższej przestrzeni, mamy również działania symboliczne, jak decyzja wileńskich radnych czy pochowanie polskich żołnierzy AK na Rossie. Pojawiają się też fakty potwierdzające, że więzy fundamentalne tworzone są także oddolnie. I to one dają zwykle najbardziej trwałe owoce. Oto w Puńsku, niedaleko granicy z Litwą, stowarzyszenie Trzy Twierdze wraz z udziałem samorządu, w tym przedstawicieli Litwy, otwarli lokalną strzelnicę. Obiektu, który ma przysłużyć się poprawie bezpieczeństwa naszych społeczeństw. W tym miejscu warto dodać, że według ostatnich badań, obawy przed zestrzeleniem rosyjskich dronów lub samolotów wyrażało najbardziej najmłodsze pokolenie -  w grupie wiekowej poniżej 24 lat 54,7% respondentów poparło taką decyzję. Natomiast wśród osób powyżej 50 roku życia 70,3% odpowiedziało „tak”. Pokazuje to zasadnicze różnice między pokoleniami, z których warto wyciągnąć wnioski.

To dotyczy ruchu oddolnego - ale równie ważne są działania na wyższym szczeblu - jak pojawienie się na Litwie oddziału polskiego banku, Pierwszej takiej polskiej placówki od wielu lat. Być może jest to zapowiedź jeszcze szerszej współpracy między naszymi krajami. Takie informacje również budzą nadzieję.

Zaledwie kilka dni temu, świętowaliśmy 420 rocznicę wiktorii kircholmskiej - zwycięstwa polsko-litewskiego z udziałem wspomagającego nas lennika kurlandzkiego. Z powodów geopolitycznych, rocznicy nie nagłośnionej - wszak Szwecja jest teraz naszym sojusznikiem i ważnym elementem kontyngentu NATO na Łotwie. Te same powody zresztą stały za decyzją łotewskiego rządu, porzucenia planu budowy pomnika zaproponowanego przez muzeum w litewskich Birżach, skąd zresztą pochodziły  polsko-litewskie armaty użyte pod Kircholmem. Wspominam o tym ze szczególnego powodu. Nasze wspomniane wyżej narzędzia obrony są zresztą znacznie szersze i część z nich znana od wieków, należy je jednak odświeżyć. Do jednych z nich  należy współdziałanie i duch bojowy, który mimo przewagi wroga, pozwolił powiedzieć towarzyszowi pancernemu te słowa: "Policzym ich, jak ich pobijem".


opr. wł.
Wirtualna kawa za pomocą portalu suppi.pl:

Bardzo dziękujemy za kolejne wpłaty! Już tylko 710 zł brakuje do naszej opłaty rocznej za serwer. Lista darczyńców. Jednocześnie nadal szukamy potencjalnych inwestorów naszego projektu, który wykracza daleko poza branżę medialną. Zapraszamy do kontaktu.

Informacje

Media społecznościowe:
Twitter
Facebook
Youtube
Spotify
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021 - 2024