Zdjęcie: Wikipedia
21-10-2025 09:30
"Każda zmiana w polityce sowieckiej obliczona jest zawsze na wyciągnięcie jak najbardziej wielostronnych korzyści. Obok - jak się zdaje - głównego celu ściszenia tempa mobilizacji Zachodu przeciwko komunizmowi i Sowieckiej Rosji, Kreml ma na celu prawdopodobnie realizację innych palących problemów, i może mu to się udać, jeśli "akcja ugodowa" prowadzona będzie konsekwentnie i na dłuższej fali.(...) Opinia anglosaska przyjmowała z początku pokojowe posunięcia Kremla z najwyższą nieufnością, lecz - jak się wydaje - rezerwa ta z tygodnia na tydzień topnieje, przy objawach - nieuniknionych psychologicznie - rozdźwięków między członkami Paktu Atlantyckiego." - pisał w 1953 roku, wspominany przeze mnie kilkukrotnie, Włodzimierz Bączkowski, znakomity sowietolog i publicysta.
Jak widać, koło historii kręci się nieustannie, dostarczając - z równie stałą częstotliwością - dowodów na stabilną grę Kremla. Wynikająca z doświadczenia, ścieżka naszych dziejów wymaga, aby podzielić uwagę - tak na wschód, jak i na zachód. Niestety ostatnie dni dowiodły, że trzeba przyglądać się rozgrywce prowadzonej przez zachodniego sąsiada. Po wielu miesiącach, wracam znów z niechęcią do tematu Niemiec, gdyż i tu wciąż sprawdzają się wnioski minionych lat. Po oczywistej klęsce rzekomego zwrotu tzw. Zeitenweide, które od początku było Wielką iluzją, do głosu wracają cienie odległej przeszłości.
"Pośrednio Niemcy kupując gaz z Rosji i transferując miliardy euro w czasie już pełnoskalowej agresji militarnej, i znanych przed tym zdarzeniem także Niemcom aktów ludobójstwa dokonywanego przez Rosję na ukraińskiej ludności cywilnej, państwo niemieckie współfinansowało tę agresję. Zachowanie Niemiec było z tego punktu widzenia wrogie wobec Ukrainy. Na marginesie należy zauważyć, że oba gazociągi są własnością państwa wrogiego Ukrainie, czyli Rosji." - mówił sędzia Dariusz Łubowski w uzasadnieniu uwolnienia Wołodymyra Żurawlowa, w sprawie ekstradycji dotyczącej wysadzenia gazociągów Nord Stream.
Sprawy, która - moim zdaniem - pisząc kolokwialnie, szyta jest zbyt grubymi nićmi. Niemniej warto zauważyć, że decyzja polskiego sądu, została przedstawiona medialnie, jako widomy przejaw niezależności od Niemiec. Nawet jeżeli tak było, to nie chciałbym aby w przyszłości w podobny sposób traktowano każdy taki fakt za osobliwie pojmowany symbol "niezależności". Innymi słowy: albo jesteśmy suwerenni, lub do tej niezależności dążymy, albo traktujemy takie wydarzenia jak bramka w meczu, który wciąż się nie zakończył.
"Od ponad trzech lat niemiecka polityka wobec Rosji przechodzi transformację w reakcji na agresję tego kraju na Ukrainę oraz hybrydowe ataki zlecane przez Moskwę. Partie głównego nurtu – CDU/CSU, SPD, Zieloni, a nawet Lewica – deklarują wsparcie dla Ukrainy i dystans wobec Kremla. Jednak na obu krańcach sceny politycznej – w Alternatywie dla Niemiec oraz Sojuszu Sahry Wagenknecht – przetrwała narracja usprawiedliwiająca Rosję i podważająca sens sankcji oraz militarnego wsparcia dla Kijowa. Dla tych ugrupowań Nord Stream pozostaje nie tylko kwestią gospodarczą, ale także symbolem utraconej „normalności” w relacjach z Moskwą, do której należy szybko wrócić." - napisała Patrycja Anna Tepper, analityczka Instytutu Zachodniego.
"Gerhard Schröder podczas przesłuchania wczoraj przed komisją śledczą, dotyczącą fundacji klimatycznej wspierającej budowę Nord Stream 2, bronił współpracy z Rosją, nazywając ją polityką pokoju. Zapytany o sprzeciw Polski wobec projektu, stwierdził, że „uwagi Polski go nie interesowały”. Kolejne dwa wpisy ekspertki, warto połączyć w logiczną całość.
"Liczba antypolskich wpisów w AfD wzrosła do poziomu niespotykanego wcześniej. I nie chodzi tylko o Nord Stream. Personel partii wyciąga wszystko, co wcześniej myśleli o nas, ale milczeli w imię walki z ideologią woke. Reasumując: Polacy mają siedzieć cicho i nie podskakiwać" - jakże znana nam już narracja Berlina, znów przypomina o stałych priorytetach nad Sprewą.
"Raport opracowany przez ministerstwo gospodarki Niemiec w 2022 roku wskazuje, że Nord Stream 2 zwiększał zależność Niemiec od rosyjskiego gazu i stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Europy. Dlaczego raport nie został opublikowany wcześniej? Według Deutsche Umwelthilfe, raport był gotowy latem 2022 roku, ale rząd Olafa Scholza wstrzymał jego publikację tuż przed rosyjską inwazją na Ukrainę." - zdecydowanie zaskoczenie nie należy do tych reakcji, które odczuwam gdy czytam takie doniesienia.
Co ciekawe, to wszystko przebiega na tle wojennych obaw społeczeństwa. "20% Niemców uważa, że wojna z Rosją w ciągu najbliższych sześciu miesięcy jest „raczej prawdopodobna”, kolejne 7% – „bardzo prawdopodobna”. 36% uważa, że taki rozwój sytuacji jest „raczej mało prawdopodobny”, 25% uważa, że jest „skrajnie mało prawdopodobny”. Kolejne 12% nie ma w tej sprawie wyrobionego zdania. (...) Wśród zwolenników partii politycznych, respondenci popierający lewicowo-populistyczny Sojusz Sarah Wagenknecht (41%) i skrajnie prawicową Alternatywę dla Niemiec (31%) najbardziej obawiają się rychłej wojny z Rosją. Obie partie opowiadają się za ustępstwami wobec Władimira Putina i negocjacjami z Rosją." - czytamy o wynikach badania.
"Bardzo ciekawy wywiad kanclerza Merza, który powinien zostać w Polsce dostrzeżony. Główne tezy: a. Niemcy powinny zbudować główną siłę konwencjonalną w Europie (najliczniejszą armię), b. "Nigdy nie wierzyłem w koncepcję Stany Zjednoczone Europy", nadszedł czas polityki państw narodowych, c. Dotychczasowa integracja w ramach UE "osiągnęła swoje granice" i dlatego Berlin uprawia politykę pogłębiania relacji między państwami, w tym przede wszystkim tymi z kim graniczy." - zauważa Marek Budzisz. Z tym, że między uwagą o sile militarnej, a "pogłębianiu relacji" z sąsiadami jest bardzo dużo przestrzeni na rzeczywiste działania, a nie medialne przekazy. Zwłaszcza, jeśli pochodzą od polityka, który może okazać się kolejnym "przejściowym" kanclerzem.
Niewątpliwie wniosek jest dość oczywisty. Wprowadzenie nowej ustawy o poborze w Niemczech, w sposób niemal automatyczny powinien wywołać podobną decyzję nad Wisłą. I tym razem nie z powodu Berlina. Powiedzmy sobie wprost, że ten temat w naszej polityce krajowej odkładany jest od lat. Wchodzimy w czwarty rok wojny, a rezerwa mojego czasu powoli odchodzi, zaś następców jest mniej, a nie więcej. Wieloletnie ideologizowanie tej decyzji też wpłynęło na młode pokolenie. A tutaj nie potrzeba żadnej zbędnej dramaturgii tylko wreszcie głosu rozsądku, gdyż liczby mówią same za siebie. O stałym zagrożeniu ze wschodu przypomina nam się sama Rosja niemal co tydzień. Za chwilę do tego wrócę.
I w tym czasie zagrożenia pojawia nam się przykład politycznego rozsądku - nareszcie - w relacjach z Litwą. Aby nie popadać we frazesy politykierów o modelowej współpracy, napiszę co innego. Ten ciąg zdarzeń, kontaktów i połączeń, niech trwa nadal. Litewscy Polacy znów są reprezentowani w nowym rządzie premier Ingi Ruginiene. Sama premier proponuje polsko-litewskie posiedzenia rządowe. Polscy dyplomaci rozmawiają z politykami litewskimi o pogłębieniu współpracy parlamentarnej. Polacy weszli w skład nowej Rady Mniejszości Narodowych. Artyści, w tym polskiego stand-upu, występują nad Wilią. I wreszcie otwarcie Via Baltica, jako kolejny już symbol relacji gospodarczych od gazu i energetyki, poprzez transport i kolej, a na bankowości - wcale nie kończąc. Pięknym ujęciem było nawiązanie przez litewskie media, do 234 rocznicy Zaręczenia Wzajemnego Obojga Narodów.
Malkontenci wymienią tuzin problemów, od pisowni polskich nazwisk po sprawy, które można rozwiązać jeszcze szybciej, jak bezsensowne udowadnianie znajomości języka przez litewskich Polaków, mimo ukończenia polskiej szkoły, przy czym klasyczne spychanie na decyzje uczelni to nie jest rozwiązanie. Istotny jest inny fakt. Dla śledzących relacje między naszymi krajami widoczny jest bezdyskusyjny progres. I jest to nie tylko efekt czystego pragmatyzmu, jakby chciało wielu.
Za Wergiliuszem chciałoby się napisać "Vires acquirit eundo" - "W miarę postępu nabieramy siły", bo w tym właśnie duchu rozwijała się nasza - trwająca ponad cztery wieki - współpraca. Gdy zabrakło postępu, nadeszła noc rozbioru naszych wolności.
„Putin nie będzie czekał, aż będziemy gotowi” – prezydent Rosji Władimir Putin jest nieprzewidywalny, dlatego należy jak najszybciej zbudować przy wschodniej granicy umocnienia obronne oraz systemy obrony przed dronami – powiedział dowódca łotewskich sił zbrojnych, generał major Kaspars Pudans. „Przy granicy Łotwy widać, że wszystko może zostać wykorzystane jako broń przeciwko Europie” – powiedział dziennikarzom komisarz Komisji Europejskiej do spraw wewnętrznych i migracji Magnus Brunner, który w piątek, podczas wizyty na Łotwie, odwiedził granicę łotewsko-białoruską. To tylko miniony tydzień, który można podsumować opinią na temat ostatniego incydentu na granicy Estonii z Rosją. "Estończycy patrzą na te wydarzenia trochę z innej strony. Tematem jest raczej kwestia tego odcinka granicy, a nie rosyjskich żołnierzy. Oni nie robili nic szczególnego i stali na terytorium Rosji. Jednak fakt, że Rosja w tym miejscu sięga w głąb Estonii, to już dla Estończyków jest temat. (...) Incydenty na granicach stają się powoli elementem życia codziennego." - mówi Bartosz Chmielewski, ekspert OSW.
I warto zauważyć, że poniekąd przeciwnik daje nam przykład, przynajmniej propagandowo zwierając szyki. Pytanie na ile potrzeba będzie, po naszej stronie przestrzeni wolności, znów przykładów budapesztańskich, aby wpłynąć na bliższe relacje, choćby z Ukrainą, pokaże czas. Bogactwa, którego - nie tylko w mojej opinii - mamy coraz mniej.