geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: GJakubowski KPRP

Potrzeba kolejnych kroków

Michał Mistewicz

01-08-2023 09:30


"Rysuje się jednak w przygotowywanym przeze mnie tomie wspaniała wizja Rzeczypospolitej Trojga Narodów. Miała prowadzić do tego zwana unią – Ugoda Hadziacka, powołująca do życia Wielkie Księstwo Ruskie na równych prawach z Wielkim Księstwem Litewskim i Koroną. Wspaniałe rozwiązanie kwestii ukraińskiej, tyle tylko że spóźnione o 10 lat. Przelało się akurat morze krwi między 1648 a 1658 rokiem, kiedy ta umowa została podpisana. Zarówno po polskiej stronie, jak i jeszcze bardziej po kozackiej nie można było znaleźć wystarczająco dużo zwolenników tego rozwiązania. Gdy tylu bliskich zginęło we wcześniejszych śmiertelnych walkach, to sytuacja była trudna również psychologicznie. Poza tym zaangażował się nasz sąsiad, czyli Moskwa, wykorzystująca właśnie czynnik religijny, kwestię prawosławia, żeby przekonać Kozaków, szerzej: ludność ruską na terenie Kozaczyzny mieszkającą, że bliżej im do Moskwy." - napisał znany historyk prof. Andrzej Nowak.

Wspomnienie o czynniku religijnym, który padł cieniem na Unię Hadziacką, ma - jak to okazało się kilka dni temu - swoje znaczenie także w naszych czasach. Oto w minionym tygodniu, Borys Gryzłow, obecnie rosyjski ambasador na Białorusi, a wcześniej piastujący stanowisko m.in. przewodniczącego Dumy Państwowej, stwierdził, że jednym z powodów rozpoczęcia przez Rosję  pełnoskalowej wojny przeciwko Ukrainie była...obrona prawosławia.  "Nasi przeciwnicy, reprezentowani przez kijowski reżim i jego zachodnich kuratorów, poważnie zamierzają zniszczyć duchową jedność wyznawców prawosławia. Plany te nie mogą się ziścić, a ich autorzy i bezpośredni sprawcy nieuchronnie będą musieli odpowiedzieć za swoje czyny" - powiedział Gryzłow.

Natomiast, jako współczesne tło dla czasów Unii Hadziackiej i powiązanej z tym wydarzeniem wcześniejszej Unii Brzeskiej, warto przytoczyć zeszłotygodniową decyzję Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej (OCU),o tym iż od 1 września 2023 roku cerkiew przejdzie na kalendarz nowojuliański, który przewiduje obchody Bożego Narodzenia 25 grudnia zamiast 7 stycznia. Co istotne, także prezydent Zełenski podpisał dzień później dekret wpisujący się w zmianę dat niektórych świąt państwowych - w tym nowe dla tego państwa Dzień Ukraińskiej Państwowości, związany z Dniem Chrztu Rusi Kijowskiej z 28 lipca - na jakże dla nas i Litwy ważny historycznie dzień 15 lipca.

Zanim jednak przejdę do zasadniczego znaczenia tej symboliki, której wartość dla samoświadomości narodów podkreślam od samego początku, nawiąże jeszcze do zeszłotygodniowego komentarza. Jak wspominałem, ogłoszona decyzja Litwy o zakupie niemieckich czołgów, wywołała z biegiem dni całkiem poważne zamieszanie polityczne. W rezultacie prezydent Nauseda, całkiem rozsierdzony na ministra obrony Arvydasa Anauskasa, oskarżył go o ujawnienie tajemnicy państwowej. I chociaż politycy wskazywali tutaj na fakt ujawnienia wybranego producenta czołgów, to jednak skłaniam się ku tezie, że szczególnym powodem złości prezydenta Litwy był fakt ujawnienia informacji, że za tą decyzją Rady Obrony Państwa stała wcześniejsza decyzja polityczna, będącą formą zapłaty za obecność niemieckiej brygady.

Jednak polityczne tarcia na Litwie są także przyczynkiem do innego spostrzeżenia, a dotyczącego wpływu okresu wyborów na dalekosiężne decyzje. Niewątpliwie za część tego zamieszania odpowiada chęć polityków do zaistnienia w świadomości wyborców - wszak w maju 2024 roku na Litwie planowane są wybory prezydenckie. Niewykluczone więc, że do wyborów stanie tak obecny prezydent Nauseda, jak i minister Anušauskas, chociaż nie wykluczone, że pojawi się także nazwisko Gabrieliusa Landsbergisa - co może spowodować kolejne perturbacje polityczne, jako że ci dwaj ostatni są czołowymi politykami tej samej partii.

Jeżeli do wczesnego okresu przedwyborczego na Litwie, dodamy rozkręcający się polski tygiel kampanii wyborczej, to nie należy się dziwić, że nie jest to obecnie czas na podejmowanie zbyt daleko idących zobowiązań międzynarodowych. To jest właśnie najsłabsze ogniwo jakichkolwiek szerszych porozumień, jakże zależnych od doraźnych fluktuacji sympatii wyborczych. Jednak trzeba także dodać, że o ile panuje tzw. zgoda narodowa, na temat zasadniczych kierunków państw, wybory nie powinny być tutaj zagrożeniem.

W tym miejscu chcę wspomnieć piątkowy spot, który opublikowały ministerstwa spraw zagranicznych Trójkąta Lubelskiego, a więc Litwy, Polski i Ukrainy, z okazji trzeciej rocznicy podpisania deklaracji powstania tego sojuszu. Spot, który z jednej strony ucieszył, ale i jednocześnie nieco zasmucił.  Bo owszem, cieszy i konwencja samego spotu, jak i przypomnienie tej jakże ważnej deklaracji trójstronnego sojuszu regionalnego. No właśnie to mnie nieco zasmuciło: przypomnienie. W ujęciu społecznym tzw. placu, którego jestem codziennym uczestnikiem i jednocześnie obserwatorem, Trójkąt Lubelski, jako pojęcie w zasadzie nie istnieje. W tej chwili nieco równoważnym odpowiednikiem, jest bardziej znana Grupa Wyszehradzka, która choć istnieje już 32 lata, to w ocenie społecznej jest jedną z wielu fasadowych międzynarodowych platform politycznych, nie wchodząc teraz w faktyczną jej wagę.

I o ile V4 jest zrzeszeniem państw, które okresowo pełni rolę większej współpracy politycznej w ramach UE, to w przypadku Trójkąta Lubelskiego mamy do czynienia z budową ciała sojuszu państw na fundamencie nie tylko wspólnej historii, kultury i co najistotniejsze: tradycji istnienia wspólnego państwa. A to już narzuca pewne ramy oczekiwań, jakie mają tak elity, a powinny mieć także społeczeństwa. W mojej ocenie, Trójkąt Lubelski, jako inicjatywa tych trzech państw - a pamiętajmy, że także środowisko białoruskiej opozycji demokratycznej wspominało o chęci dołączenia do TL wolnej Białorusi - ma wszelkie szanse zaistnienia i to jako ważne wzmocnienie innej i szerokiej idei współpracy gospodarczej Trójmorza (3SI).

Teraz ważne jest uświadomienie sobie, czego oczekujemy od Trójkąta Lubelskiego - czy ma być on li tylko porozumieniem politycznym elit, podobnym w znaczeniu do V4, czy zalążkiem znacznie głębszej współpracy państw naszego regionu. Jeżeli idea TL przetrwa ten wiek dziecięcy, to po okresie zamętu wyborczego, niezbędne będzie podjęcie następnych kroków. Za takie uważam rozwinięcie deklaracji o następne porozumienia, a przede wszystkim, a co mam głęboką nadzieję, że nastąpi, włączenie w prace także środowisk białoruskiej opozycji. Dla odbioru społecznego, ważne będzie wzbogacenie deklaracji TL o następne porozumienia, także pogłębieniu współpracy kulturalnej. Trzeba tutaj przypomnieć, że istnieją już pierwsze porozumienia o współpracy naukowej, jednak nadal brak widocznych większych działań na rzecz rozwoju inicjatywy.

Jeżeli chcemy rozwijać ideę Trójkąta Lubelskiego, jako "coś więcej niż polityka", to czas powoli ubierać go w namacalne społecznie dowody jego istnienia. Nie w tym rzecz, aby wprowadzać konkurencję z innymi porozumieniami, choć należy zauważyć, ze w dobie regionalizacji polityki międzynarodowej, znaczenie tego typu sojuszy powinno rosnąć. Zwłaszcza, że stoimy w obliczu tego co rzesze ekspertów uważa za "nieprawdopodobne".

O wieloletnim podkopywaniu przez Rosję rangi Organizacji Narodów Zjednoczonych pisałem już kilkakrotnie i wciąż stoję na stanowisku, że Rosja ma plany ostatecznego opuszczenia ONZ. Tych prognostyków jest ostatnio coraz więcej: a to od lekceważenia przez rosyjskie władze sekretarza generalnego ONZ Antonio Gutteresa, którego obecność w Kijowie w kwietniu zeszłego roku, nie wpłynęła na zaprzestanie ostrzału stolicy Ukrainy, jak i ostatnio, po wcześniejszym zignorowaniu, została odrzucona przez Kreml jego propozycja w sprawie przedłużenia Inicjatywy Zbożowej Morza Czarnego.

Jednak za znacznie poważniejsze potwierdzenie przyjętego przez Moskwę kursu w sprawie ONZ, przyniosło spotkanie Łukaszenki z przedstawicielem Białorusi w ONZ, Walentynem Rybakowem. "Może powinniśmy spojrzeć na Organizację Narodów Zjednoczonych w ten sam sposób i postawić ją w jednym szeregu z państwami zachodnimi?" - zapytał Łukaszenka. Ważny jest kontekst tej rozmowy - Łukaszenka odbył ją kilka dni po dwudniowej naradzie z Putinem. Proces ten warto obserwować, gdyż nie jest wykluczone, że Rosja oczekuje tylko na okazję, a może nią być choćby pogarszająca się sytuacja w obszarze Indo-Pacyfiku i ewentualna decyzja Chin o zajęciu Tajwanu.

Biorąc więc pod uwagę ten nagle zmieniający się nasz świat, w tym także nasz świat najbliższy, bo dość przypomnieć sytuację z którą mierzymy się na granicy, naturalnym nakazem nie tylko tej chwili, jest integrowanie wspólnoty. Jak wspominałem wyżej, takie symbole, jak obchodzenie wspólnych świąt w tym samym czasie, jest jednym z wielu pierwszych kroków, które powinny łączyć. Nie zmienia to także znaczenia fakt, że aby zacieśnić współpracę, trzeba dokonać pewnych zmian we własnych relacjach dwustronnych, o czym wspominałem już wcześniej: z Litwą ten proces, jak się wydaje już trwa, z kolei na ruch Ukrainy przyjdzie nam zapewne poczekać.

Poza naszym okresem wyborczym, trwa przecież wciąż wojna, w której niedozbrojona wciąż poważnie przez Zachód armia ukraińska robi, co w tych warunkach możliwe, aby osiągnąć sukces. Wprawdzie walczący kraj liczy na gwarancje krajów zachodnich, to jednak, jak zdają sobie z tego sprawę sami Ukraińcy, nie jest to w obecnej sytuacji możliwe. Podnoszona deklaracja grupy G7 z Wilna o wsparciu Ukrainy jest tylko pewnym ogólnikowym formatem.

"Pomimo swoich ambicji „Deklaracja Wileńska” jest tak naprawdę tylko deklaracją intencji. O wyniku będzie można mówić dopiero po pojawieniu się obiecanych dwustronnych umów o „gwarancjach”. I nie jest tajemnicą, że Ukraina jako pierwsza podpisze umowę ze swoim kluczowym partnerem, Stanami Zjednoczonymi.(...) Podczas gdy Ukraina na wszystkich szczeblach, aż do prezydenta, mówi o „gwarancjach bezpieczeństwa”, Stany Zjednoczone celowo i uparcie unikają tej nazwy. Nawet w deklaracji wileńskiej, mimo wszelkich starań, Kijów nie był w stanie obronić swojego stanowiska. Nawet w tym niewiążącym dokumencie nie znajdziemy słowa „gwarancja”. W żadnej formie." - napisał Serhij Sydorenko, który wskazuje, że jedyną gwarancją dla Ukrainy jest dołączenie do NATO.

Bez zwrotu w zachodniej ostrożności dotowania broni, w tym komponentu lotniczego dla Ukrainy, większy sukces w wojnie będzie coraz trudniejszy do osiągnięcia. Co także powinniśmy mieć na uwadze mierząc się z własnymi oczekiwaniami i prognozowaniem najbliższej przyszłości.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021