Zdjęcie: Pixabay
10-09-2025 08:07
Jeszcze wczoraj do białoruskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych wezwano Krzysztofa Ożannę, polskiego chargé d’affaires. Złożono mu ustny protest w związku z decyzją Polski o całkowitym zamknięciu granicy na czas ćwiczeń "Zapad-2025". Białoruś uznała ten krok za bezprawne nadużycie pozycji geograficznej i "prywatyzację" granic, twierdząc, że utrudni to międzynarodowy ruch i zaszkodzi zarówno Wschodowi, jak i Zachodowi.
Białoruski resort dyplomacji argumentuje, że manewry mają charakter jawny i transparentny, a polska decyzja wynika z chęci ukrycia własnych działań. Zaznaczono również, że Polska swoimi działaniami eskaluje napięcie w regionie, podważając relacje z sąsiednimi państwami.
Jednocześnie białoruski MSZ potępił wydalenie swojego dyplomaty z Polski, nazywając to elementem skoordynowanej z Czechami polityki prowokacji. Stwierdził, że ten krok nie pozostanie bez odpowiedzi, a decyzja w tej sprawie zostanie ogłoszona wkrótce. Dzień wcześniej premier Donald Tusk zapowiedział, że białoruski dyplomata związany z działaniami białoruskich służb specjalnych zostanie wydalony po zatrzymaniu białoruskiego agenta przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Wcześniej czeskie władze ujawniły istnienie w Europie sieci szpiegowskiej białoruskiego KGB, a jeden z pracowników ambasady w Pradze został uznany za persona non grata. Z kolei w Mołdawii zatrzymano byłego wiceszefa tamtejszej służby bezpieczeństwa pod zarzutem przekazywania Białorusi tajemnic państwowych. Według węgierskich mediów w sprawę zamieszany jest również mieszkający w Polsce opozycyjny działacz białoruski.
Polska ogłosiła całkowite zamknięcie granicy z Białorusią o północy z 11 na 12 września z powodu manewrów, które mają trwać do 16 września, a także w związku z rosnącą liczbą prowokacji ze strony Białorusi i Rosji. Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji, Marcin Kierwiński, wyjaśnił, że zamknięcie jest tymczasowe, a granica zostanie ponownie otwarta, gdy Polska będzie miała "sto procent pewności", że sytuacja nie stanowi już zagrożenia dla kraju i jego obywateli. Decyzja dotyczy jedynego pasażerskiego przejścia granicznego w Terespolu i ma objąć ruch kolejowy, ciężarowy, samochodowy oraz autobusowy. Choć rząd ocenia potencjalne straty gospodarcze, priorytetem jest bezpieczeństwo.
Decyzja wywołała obawy i pytania wśród Białorusinów, zwłaszcza tych przebywających w Europie, którzy zastanawiają się, jak wrócić do kraju. W internecie pojawiły się spekulacje, że kolejki na granicy po jej ewentualnym otwarciu będą "koszmarne". Użytkownicy mediów społecznościowych, którzy utknęli w podróży, wyrażają niepokój. Jednocześnie niektórzy sugerują, że w zaistniałej sytuacji nie należy tracić nadziei i poczekać na oficjalne komunikaty. Zauważają, że Polska ma prawo nie wpuszczać obcokrajowców, ale kwestia uniemożliwienia im opuszczenia kraju jest niejasna. Alternatywne trasy dojazdowe do Unii Europejskiej z Białorusi wciąż obejmują Łotwę i Litwę, chociaż podróżni muszą liczyć się z pewnymi ograniczeniami, takimi jak obowiązek wypełniania ankiet i deklarowania pojazdów.