Zdjęcie: Pixabay
19-08-2025 09:30
"Zawarte w punkcie 7 memoriału życzenie "połączenia z Polską" znacznej części obszarów Prawobrzeżnej Ukrainy jest skłanianiem Rządu Rzplitej Polskiej do wojny aneksyjnej w kraju, gdzie Polacy stanowią tylko nieznaczny odsetek. Wojna taka utrwali w ludzie ukraińskim na wieki niechęć do Polaków i Polski hodowaną dotąd sztucznie przez Moskwę, Niemców i nacjonalistów ukraińskich, popchnie nadto ten lud, zmierzający dziś do zrzucenia jarzma bolszewików rosyjskich w objęcia tychże bolszewików, zgnębioną zaś dziś ludność polską wyda ostatecznie na łup rozpasanego żywiołu." - na wstępie cytuję - nie bez przyczyny - słowa memoriału z kwietnia 1919 roku, zapomnianego dzisiaj, Stanisława Stempowskiego, ministra rządu Ukraińskiej Republiki Ludowej, a później polskiego działacza społecznego, towarzysza życia Marii Dąbrowskiej. Za chwilę wrócę do tego wątku.
Wydarzenia minionych kilku dni - z tego najniższego możliwego poziomu obserwatora obywatelskiego - przypominają mi dwie kwestie. Pierwsza z nich, jakże współczesna, to powrót do zimowo-wiosennego wróżenia z fusów, a raczej wyciągania pochopnych wniosków z szeregu przypadkowych wypowiedzi polityków. Druga, już bardziej historyczna, to wspomnienie kryzysu bośniackiego z jesieni 1908 roku, kiedy to ważyły się losy pokoju europejskiego po tym, jak Austro-Węgry zaanektowałyi Bośnię i Hercegowinę. Co stało się kolejną, z wielu bryłek węgla rzuconych pod kocioł I wojny światowej, w której wielu upatruje praprzyczyny także współczesnych wojen.
Podsumowując, moje większe zainteresowanie budzi raczej to, co dzieje się na peryferiach tych epizodów światowej polityki. I co w znacznym stopniu dotyczy naszego obszaru byłej I Rzeczpospolitej. W mojej krótkiej ocenie, zwłaszcza w ciągu pierwszych dwóch dni po spotkaniu prezydenta Trumpa z Putinem, mieliśmy do czynienia z próbami oceny... no właśnie, czego? Okrągłe zdania uczestników spotkania nie wyjaśniły przecież tak naprawdę czegokolwiek. Czy bardziej na te pierwsze opinie wpłynęła bluza Ławrowa z napisem "CCCP", czy przelot nad satrapą Kremla bombowca B-2 w asyście myśliwców F-22? A może był to uścisk ręki na czerwonym dywanie, czy kilkuminutowe tête-à-tête w samochodzie prezydenta USA? Owszem, najbardziej widocznym efektem tego spotkania było przełamanie izolacji Putina.
I to właśnie ten efekt spowodował, że najbardziej minorowe nastroje w kwestii oceny rezultatów spotkania na Alasce, zapanowały w państwach bałtyckich. "Reakcje estońskich mediów na spotkanie prezydenta USA Donalda Trumpa z prezydentem Rosji Władimirem Putinem na Alasce były momentami histeryczne i pełne paniki, ale zdaniem polityków i dziennikarzy, którzy pojawili się w programie „Välistunni”, także Europa ma powody do obaw." - czytamy w jednym z komentarzy.
"Uważam, że Putin chce utrzymywać ze mną dobre stosunki. Dlatego powiem, że za tydzień lub dwa będziemy wiedzieć, czy uda nam się rozwiązać ten problem i czy uda nam się zakończyć tę wojnę. Wszyscy mamy w tym interes. Mam nadzieję, że są dwie strony, które chcą zakończyć ten konflikt, i będziemy obserwować, co możemy zrobić. Takie kroki uratują setki istnień ludzkich każdego tygodnia. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby przybliżyć pokój." - i tyle z wczorajszej wypowiedzi Trumpa. Jutro zapewne powie jeszcze coś innego.
„I właśnie na tym polega jego plan. Taki jest jego polityczny styl – nikt nie rozumie, co on właściwie robi. Utrzymuje wszystkich w stanie ciągłego oczekiwania. Wysyła sprzeczne sygnały, żeby wprowadzać ludzi w zakłopotanie, ale sam zawsze ma plan. Na pewno też pojechał na Alaskę z jasno określonym planem i oczywiście nie może oddać terytorium Ukrainy. Ale gdy posypała się lawina oskarżeń: ‘O, proszę, sprzedał Ukrainę, może i nas sprzeda!’, to w rzeczywistości on po tym spotkaniu zadzwonił do Zełenskiego, zadzwonił do przywódców państw europejskich i sam zaprosił ich do Waszyngtonu już kilka dni później” – powiedział Martin Helme, szef estońskie, opozycyjnej partii EKRE.
"Pierwsze wrażenie po spotkaniu Donalda Trumpa i Władimira Putina było pewną ulgą, choć przyćmioną nadmierną serdecznością, z jaką potraktowano zbrodniarza wojennego. Przynajmniej nie zawarto żadnych układów. Jednak im więcej informacji o treści rozmów obu przywódców trafia do opinii publicznej, tym ciemniejszy staje się horyzont bezpieczeństwa Europy" – napisała Kristi Raik, szefowa estońskiego ICDS. "Europejskie próby wpływania na stanowisko Trumpa w sprawie Ukrainy wydają się coraz bardziej beznadziejne. Wielu komentatorów wzywa Europejczyków, by porzucili te starania i skoncentrowali się na własnych działaniach wspierających Ukrainę. Jednak w obecnym świecie opartym na sile, kształtowanym przez mocarstwa takie jak Rosja, Chiny i USA, Europa nie może pozwolić sobie na odwrócenie się od swojego wielkiego sojusznika. Szczególnie nie mogą tego zrobić sąsiedzi Rosji – Ukraina, Polska, Estonia, Finlandia i inni. Jeśli USA zakończą wsparcie dla Ukrainy, będzie to miało natychmiastowe negatywne skutki dla bezpieczeństwa całej Europy." - napisała ekspertka, która dodała, że w Anchorage Putin - w ramach testowania na ile może się posunąć - prawdopodobnie przedstawił Trumpowi całą listę żądań, której ten ostatni nie może lub nie chce spełnić.
W bardziej wyważony sposób oceniano spotkanie na Łotwie, z kolei na Litwie głos zabrał m.in. były litewski minister spraw zagranicznych i ambasador Litwy w Szwecji Linas Linkevičius, który podsumował nagłośnione spotkanie. "Osiągnięto to, czego oczekiwał Putin – teraz mogą się cieszyć także media w Rosji, że w końcu zakończyła się izolacja Rosji, ponieważ izolowanie tak ogromnego państwa jest niemożliwe, wszyscy to zobaczyli. Sankcje nie zostały wprowadzone, czas mija, wojna trwa, nie ma zawieszenia broni. Teraz bardzo trudno wyciągnąć jakieś pozytywne wnioski z całej tej sytuacji. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że przywódcy Europy utrzymają te kanały komunikacji, bo to oni są jedynymi, którzy stoją po stronie Ukrainy, i być może w pewnym stopniu spróbują skoordynować ten proces." - mówił dyplomata.
Natomiast litewskie media cytowały artykuł opublikowany na łamach WSJ, gdzie liczba scenariuszy zakończenia wojny są ograniczone do dwóch: oddaniu przez Ukrainę części terytorium w zamian za gwarancje. Najbardziej groźna jest druga opcja, wynikająca z pierwszego scenariusza: to groźba utraty niepodległości w wyniku zerwania porozumienia przez Rosję. A przecież to właśnie z takiego podejścia jest znany Putin.
Stąd warto przytoczyć inny cytat, który z kolei podawały media Mołdawii - kraju, który walczy obecnie z naciskiem Rosji o swoją prozachodnią przyszłość. „Mieliśmy okazję i skorzystaliśmy z niej, aby omówić pochodzenie i przyczyny tego kryzysu (wojny na Ukrainie). Rozwiązanie musi być budowane właśnie na eliminacji pierwotnych przyczyn konfliktu. (...) Dyskusja była bardzo szczera, merytoryczna i moim zdaniem przybliża nas do podjęcia niezbędnych decyzji.” – powiedział Putin [już po spotkaniu na Alasce], w trakcie posiedzenia, na które wezwał urzędników z prezydium, rządu i parlamentu w Moskwie. Warto więc sobie przypomnieć ultimatum Ławrowa z grudnia 2021 roku. "Dla Mołdawii rozmowy w Anchorage stwarzają nowe napięcia regionalne. Jeśli światowe mocarstwa zaakceptują ustępstwa terytorialne na Ukrainie, podobne napięcia mogą wzrosnąć wokół Mołdawii, szczególnie w odniesieniu do korytarza lądowego do Naddniestrza. " - czytamy w komentarzu.
I to co widać, nawet na pierwszy rzut oka, to brak dalekosiężnych rozwiązań. Rosja zespawana chwilowo w sojuszu z Chinami, chce wszak przewrócić trwale obecny stolik ładu światowego. Tymczasem znów przyjrzyjmy się faktom. Na Litwie ruszyły ćwiczenia taktyczne „Dragūno įniršis 2025“, trwające do 26 sierpnia przesunięcie batalionu dragonów z Kłajpedy na poligon w Kozłowej Rudzie (Kazlų Rūda), bliżej Przesmyku Suwalskiego - co już zostało zauważone przez media eksklawy królewieckiej. Na Łotwie od 2 września ruszą doroczne ćwiczenia wojskowe "Namejs", jednocześnie trwają już największe, krajowe ćwiczenia Obrony Cywilnej. I to wszystko w trakcie słusznego ograniczania ruchu autokarowego tych państw z Białorusią.
A co na dalekim, zachodnim zapleczu? "Belgia, Holandia i Niemcy rozważają reaktywację kolei Żelaznego Renu z XIX wieku, co pozwoliłoby zwiększyć przepustowość transportu sprzętu wojskowego z zachodu na wschód w odpowiedzi na rosnące zagrożenie ze strony Rosji. Linia kolejowa łącząca port w Antwerpii w Belgii z przemysłowym regionem Ruhry w Niemczech pochodzi z XIX wieku, ale po II wojnie światowej została w dużej mierze opuszczona. „Perspektywa wojskowa przywróciła kolej Żelaznego Renu na szczyt listy” – powiedział ekspert kolejowy Herman Welter w gazecie "Gazet van Antwerpen", dodając, że ten aspekt może teraz odegrać istotną rolę w trwających od dziesięcioleci debatach na temat ponownego uruchomienia kolei, podało "Politico". W trakcie II wojny światowej Niemcy przewozili tą kolejką swoje oddziały na zachód. Gdy losy wojny się odwróciły, nacierające siły alianckie szybko naprawiły tory i mosty zniszczone przez bombardowania i sabotaże, aby przesłać swoje wojska w stronę wschodnią, do Niemiec, opisuje "The Times". Ot ciekawostka i raczej w trybie mocno przypuszczającym, bo Holendrom za bardzo nie zależy na tej kolei.
Wróćmy więc na poletko narodów byłej Rzeczpospolitej. Moim zdaniem im bardziej jesteśmy spychani na bok przez różne okoliczności, tym bardziej powinna rosnąć nasza determinacja w celu zacieśniania współpracy. Na różnych polach. Jak zauważył Bartosz Chmielewski, ekspert OSW, na Litwie powoli zmienia się obraz Józefa Piłsudskiego. "Częściej bywa kojarzony z zwycięstwem nad bolszewizmem nie zaborem Wilna. Dziś poseł TS-LKD (prawica) Emanuelis Zingeris złożył kwiaty na Wileńskiej Rossie. Nie jest to wydarzenie przełomowe ale warto odnotować". Wspominałem wielokrotnie, o bardzo istotnej roli symboli. Dodam od siebie, że dość ważnym sygnałem, będzie zmiana podejścia do króla Władysława Jagiełły. Z bardziej namacalnych dowodów coraz większej współpracy, jest dla przykładu, coraz liczniejsza reprezentacja litewskich turystów w Zakopanem.
Tymczasem na Ukrainie, jedna z najpoważniejszych gazet, "Europejska Prawda", publikuje artykuł polskiego lewicowego publicysty, po której lekturze, ukraiński czytelnik ulegnie złudzie "powrotu do starych czasów" w naszych relacjach. Taka myśl byłaby o tyle paradoksalna, że pojawia się w chwili, kiedy Polska na forum międzynarodowym niezmiennie wspiera walczący kraj, a pomijając już bezpośrednie wsparcie wojskowe i humanitarne, okazuje się, że nasz kraj pełni istotną rolę w surowcach: gazu, energii czy miedzi, etc. I znów, bardzo wielu zależy na tym, aby do bliższych relacji między naszymi krajami nigdy nie doszło, o czym mowa w proroczych słowach Stempowskiego z 1919 roku. Dalsze przeciąganie w czasie rozwiązania tego historycznego węzła gordyjskiego w naszych stosunkach, tylko sprzyja coraz częstszemu odżywaniu sporów. I o tym w Kijowie również należy przypominać.