Zdjęcie: Wikipedia
08-10-2025 10:05
Przed łotewskim parlamentem znów zabrzmiały głosy sprzeciwu wobec pomysłu wycofania kraju z Konwencji Stambulskiej. Choć demonstrantów było mniej niż tydzień wcześniej, ich przekaz pozostawał ten sam – apel o obronę praw kobiet i sprzeciw wobec przemocy. Uczestnicy przygotowali happening, w którym przedstawiono milczenie kobiet doświadczających przemocy domowej – symbol ich niewidzialności w debacie publicznej.
Sprawa konwencji, regulującej ochronę kobiet przed przemocą, znów stała się jednym z głównych tematów łotewskiej polityki. Po tym, jak opozycja zaproponowała wypowiedzenie porozumienia, a część rządzącej koalicji – w tym Związek Zielonych i Rolników – poparła ten pomysł, w koalicji wybuchł poważny kryzys. Premier Evika Siliņa ze współrządzącej partii „Nowa Jedność” uznała takie głosowanie za złamanie umowy koalicyjnej i zażądała od koalicjantów wyjaśnień.
Konwencja Stambulska, którą Łotwa ratyfikowała dopiero w 2023 roku, miała stać się narzędziem walki z przemocą wobec kobiet i wzmocnienia równości płci. Już wtedy jednak towarzyszyły jej gorące spory. Część środowisk konserwatywnych twierdziła, że dokument wprowadza „ideologię płci”, mimo iż rząd wyraźnie zaznaczył, że nie zmienia on definicji płci w prawie ani w systemie edukacji.
Wobec planów wyjścia z konwencji szybko zareagowało społeczeństwo. W ciągu kilku dni ponad dziesięć tysięcy osób podpisało petycję internetową w obronie członkostwa Łotwy w porozumieniu. Jej inicjatorka Megija Jaunsleine podkreśla, że to nie jest spór ideologiczny, lecz kwestia bezpieczeństwa i ochrony przed przemocą. „To zobowiązanie wobec kobiet, dzieci i rodzin” – tłumaczyła. Choć decyzja parlamentu wciąż pozostaje otwarta, protestujący zapowiadają, że nie złożą broni. Jak mówią, nie bronią dokumentu, lecz prawa do życia bez przemocy – i oczekują, że państwo nie wycofa się z tej obietnicy.