Zdjęcie: Pixabay
23-04-2025 10:48
Dziennikarze "Ekonomicznej Prawdy" alarmują, że rynek serów w Ukrainie znalazł się w punkcie krytycznym – import bije rekordy, a krajowi producenci ostrzegają przed możliwym upadkiem całej branży. W pierwszym kwartale 2025 roku ilość sprowadzanego sera wzrosła o 25% w porównaniu z rokiem poprzednim, a obce twarde i półtwarde odmiany zajęły już prawie połowę rynku. Jeszcze dekadę temu udział importu wynosił jedynie 11–15%, dziś jest to 47%, a wciąż rośnie.
Według artykułu, głównym konkurentem ukraińskich producentów są firmy z Polski, które co miesiąc wysyłają nad Dniepr nawet 1,8 tys. ton sera – 10% własnego eksportu. Ich produkty trafiają do supermarketów szybciej i taniej, często dzięki bezcłowemu importowi i rządowym subsydiom: „Unia Europejska dopłaca do 30% wartości mleka, co obniża finalną cenę sera”, tłumaczy Serhij Wowczenko z „Mlecznego Sojuszu”. Dla porównania, ukraińskie mleko, które jeszcze w 2023 roku było konkurencyjne cenowo, w 2024 podrożało aż o 30%. To spowodowało kłopoty ze sprzedażą i wzrost cen krajowych serów, co z kolei otworzyło drogę dla zagranicznych dostawców.
Import nie kończy się na oficjalnych kanałach. Według branżowych szacunków kolejne tysiąc ton trafia do kraju nielegalnie, bez nadzoru jakościowego i podatkowego. Sytuację pogarsza struktura płatności w handlu detalicznym – sieci handlowe płacą za zagraniczny ser z góry, a ukraińskim producentom dopiero po 120 dniach. "Nikt nie będzie pracował na stratę", mówi Arsien Didur z Ukraińskiego Stowarzyszenia Przedsiębiorstw Mleczarskich, ostrzegając, że jeśli trend się utrzyma, "do końca 2025 roku z rynku może zniknąć 80% krajowej produkcji".
Produkcją sera zajmuje się dziś w Ukrainie około 20–30 dużych i średnich firm, zatrudniających razem 200 tysięcy ludzi. Ich zniknięcie to nie tylko problem branży, ale i lokalnych społeczności, które tracą miejsca pracy i stabilność. „Jeśli sytuacja się nie zmieni, Ukraina straci swoją serową tożsamość” – alarmuje Iryna Stopa z marki „Komo”.
Wydaje się, że ratunkiem nie będą centralne programy wsparcia. Choć ministerstwo planuje przeznaczyć na wsparcie rolnictwa miliard hrywien, nie wiadomo, czy środki dotrą do potrzebujących. Tymczasem pomoc publiczna dla producentów w Polsce liczona jest w miliardach euro. Próby wsparcia konsumpcji – jak narodowy cashback – okazały się kosztowne i nieskuteczne: wydały setki milionów, przynosząc ledwie zauważalny wzrost PKB. Rozwiązanie może leżeć bliżej – w odciążeniu producentów od podatków i biurokracji, przywróceniu preferencyjnego reżimu VAT dla mleczarzy, poprawie relacji z sieciami handlowymi oraz umożliwieniu dostępu do taniego kapitału. Jednak, jak zauważa ekspert Maksym Fastiejew, „w czasie wojny nie ma mowy o tanich kredytach czy realnej pomocy państwa. Pozostają jedynie inwestycje prywatne lub zagraniczne”.