Zdjęcie: Pixabay
20-10-2025 09:14
Łotwa stoi przed koniecznością wdrożenia do czerwca przyszłego roku przepisów unijnego Paktu migracyjnego. Zgodnie z nowymi zasadami państwa członkowskie będą musiały solidarnie uczestniczyć w zarządzaniu napływem migrantów – przyjmując ich określoną liczbę, płacąc za odmowę lub oferując wsparcie. Rząd w Rydze zapowiada, że wybierze trzecią opcję, argumentując to dużym zaangażowaniem w ochronę zewnętrznej granicy Unii.
Patrząc na sytuację w łotewskich ośrodkach dla azylantów, problemem pozostaje też niska dzienna stawka – zaledwie trzy euro. Rzecznik praw obywatelskich już wcześniej apelował o jej podniesienie, lecz środki na to nie znalazły się w budżecie. Czas oczekiwania na rozpatrzenie wniosków również się wydłuża – średnio do 278 dni. Nowe unijne regulacje wymuszą wprowadzenie tzw. procedury wstępnego badania migrantów. W ciągu trzech dni od przekroczenia granicy strażnicy będą musieli ustalić ich tożsamość, wprowadzić dane do systemu i zapewnić podstawowe warunki bytowe oraz opiekę medyczną. Od początku ma im też przysługiwać bezpłatna pomoc prawna. Następny etap – rozpatrzenie wniosku o azyl – nie powinien trwać dłużej niż pięć miesięcy.
Łotwa przygotowuje się do stworzenia tymczasowego ośrodka w miejscowości Rauda, gdzie będzie można umieścić 110 osób. Do końca 2029 roku planowana jest budowa większego, nowoczesnego centrum na 450 miejsc.
Największe kontrowersje budzi jednak solidarnościowy mechanizm Paktu. Państwa, które nie przyjmą migrantów, będą musiały zapłacić 20 tysięcy euro za każdą nieprzyjętą osobę. Politycy w Rydze, podobnie jak w Warszawie, liczą na możliwość zastosowania alternatywnych form pomocy. Minister spraw wewnętrznych Rihards Kozlovskis podkreśla, że Łotwa nie zamierza przyjmować migrantów ani płacić kar, lecz chce wspierać innych członków Unii technicznie i kadrowo.
Dyskusja wokół wdrażania unijnych przepisów wywołała napięcia w łotewskiej koalicji rządzącej. Partie opozycyjne i część rządowych ugrupowań domagają się, by Łotwa uzyskała podobne warunki jak Polska. Tymczasem Komisja Europejska wciąż nie ogłosiła listy państw uznanych za szczególnie narażone na presję migracyjną, choć przyznaje, że sytuacja na wschodnich granicach UE jest wyjątkowo trudna.