Zdjęcie: Pixabay
16-08-2025 09:00
Wczoraj doszło do serii kontaktów dyplomatycznych, które wywołały szerokie komentarze wśród białoruskiej opozycji, obserwatorów międzynarodowych i organizacji praw człowieka. Kluczowym wydarzeniem był rozmowa telefoniczna między prezydentem USA Donaldem Trumpem, a Łukaszenką przeprowadzony zaledwie kilka godzin przed spotkaniem Trumpa z Putinem na Alasce. Rozmowa, według relacji obu stron, miała dotyczyć całego wachlarza tematów – od bieżących relacji dwustronnych, przez sytuację w regionie, aż po kwestie konfliktów w tzw. gorących punktach świata.
Trump w swojej relacji określił rozmowę jako „znakomitą” i podkreślił, że jej głównym celem było podziękowanie Łukaszence za uwolnienie szesnastu więźniów. Wskazał również, że poruszono temat możliwego zwolnienia kolejnych 1300 osób, choć nie sprecyzował, czy chodzi o osoby skazane z powodów politycznych. Co warte zauważenia, ten brak dopowiedzenia stał się źródłem sporów interpretacyjnych. Łukaszenka, według własnej narracji, zaprosił Trumpa wraz z rodziną do odwiedzenia Białorusi, a zaproszenie zostało przyjęte.
Kilka godzin po tej rozmowie Łukaszenka kontaktował się także z Johnem Colem – bliskim współpracownikiem i prawnikiem Trumpa, określanym w prorządowych mediach w Mińsku jako jego osobisty przyjaciel i zaufany emisariusz. Rozmowa ta, prowadzona na polecenie Trumpa, dotyczyła zarówno potencjalnych kroków w relacjach białorusko-amerykańskich, jak i planowanych negocjacji Trumpa z Putinem na Alasce. Cole, który wcześniej odwiedzał Mińsk, brał udział w działaniach prowadzących do uwolnienia niektórych więźniów politycznych, co dodatkowo podkreślało powiązanie tematyki obu kontaktów.
Reakcje opozycji były zróżnicowane, ale dominował ostrożny optymizm. Swiatłana Cichanouska w swoim oświadczeniu wyraziła uznanie dla działań Trumpa, nazywając je „ważną misją humanitarną” i podkreślając, że celem nadrzędnym pozostaje całkowite zakończenie represji oraz uwolnienie wszystkich więźniów politycznych. Jednocześnie zaznaczyła, że dopóki te warunki nie zostaną spełnione, nie należy zmieniać polityki wobec reżimu w Mińsku.
Jej doradca, Denis Kuczyński, wyjaśniał, że rozmowę należy postrzegać w kontekście amerykańskiej strategii „kija i marchewki”. Według niego każde ustępstwo ze strony Łukaszenki – jak uwolnienie więźniów czy ograniczenie represji – może spotkać się z pozytywną reakcją Waszyngtonu, jednak brak postępów spowoduje wzrost presji politycznej i gospodarczej. Kuczyński przypomniał, że podobne podejście zastosowano wcześniej wobec Kremla – początkowo poprzez dialog, a następnie, w razie eskalacji agresji, przez twarde środki nacisku. W jego ocenie obecny telefon od Trumpa to właśnie „marchewka”, która powinna zostać wykorzystana do wymuszenia konkretnych działań na Mińsku.
Własną interpretację przedstawił również Paweł Łatuszka, członek demokratycznego rządu na uchodźstwie. W jego opinii rozmowa mogła mieć związek z szerszymi zmianami geopolitycznymi, w tym z ewentualnymi rozmowami o rozejmie w wojnie rosyjsko-ukraińskiej, prowadzonymi na terytorium Białorusi. Łatuszka przypomniał, że opozycja wielokrotnie przekazywała stronie amerykańskiej swoje warunki dla zniesienia sankcji wobec reżimu: uwolnienie wszystkich więźniów politycznych, zakończenie represji oraz depenalizacja działalności obywatelskiej i politycznej. Bez spełnienia tych warunków – jak zaznaczył – nie ma mowy o realnym rozwiązaniu kryzysu wewnętrznego, a co za tym idzie, także o trwałym bezpieczeństwie w regionie.
W tle politycznych dyskusji pojawił się wątek alarmujących doniesień ze strony ekspertów ONZ, którzy zaapelowali do władz białoruskich o przeprowadzenie niezależnego i skutecznego śledztwa w sprawie brutalnego traktowania trzech więźniów skazanych pod zarzutami „terroryzmu” i „ekstremizmu”. Według dostępnych informacji osoby te są pozbawiane opieki medycznej i poddawane nieludzkiemu traktowaniu. Eksperci podkreślają, że tego typu zarzuty w Białorusi często służą do ścigania przeciwników politycznych i ograniczania wolności słowa. Wskazują również na konieczność dostosowania białoruskiego prawa antyterrorystycznego do międzynarodowych standardów, aby zapobiec dalszym nadużyciom.
Cała sekwencja wydarzeń pokazuje, że choć rozmowa Trumpa z Łukaszenką została opisana w oficjalnych komunikatach w przyjaznym tonie, w rzeczywistości jest elementem skomplikowanej gry dyplomatycznej. Z jednej strony pojawia się gest uznania i gotowości do dialogu, z drugiej – wyraźne oczekiwanie, że Mińsk podejmie daleko idące kroki w kierunku liberalizacji i poszanowania praw człowieka. Zarówno opozycja, jak i organizacje międzynarodowe, podkreślają, że dopóki represje w Białorusi nie ustaną, a więzienia nie opuszczą wszyscy skazani z powodów politycznych, żadne złagodzenie presji międzynarodowej nie powinno wchodzić w grę. W efekcie rozmowa ta może być początkiem intensywniejszej fazy nacisku, w której pochwały i zaproszenia stanowią tylko wstęp do potencjalnie znacznie twardszych działań.