Zdjęcie: Pixabay
18-09-2025 12:38
Jak podają białoruskie media opozycyjne, minister spraw zagranicznych i wicepremier Radosław Sikorski przyznał, że temat granicy pojawił się podczas jego spotkania z chińskim ministrem spraw zagranicznych Wang Yi. Rozmowy obejmowały również kwestie międzynarodowe, relacje gospodarcze oraz sytuację wokół Tajwanu. Sikorski podkreślił, że udało się odblokować eksport polskiego drobiu do Chin, co może częściowo zrównoważyć deficyt handlowy z tym krajem. Zaznaczył przy tym, że chińskie wsparcie jest kluczowe dla rozwoju terminalu przeładunkowego w Małaszewiczach, pełniącego rolę hubu w handlu między Chinami a Europą.
Odnosząc się do oczekiwań Pekinu dotyczących otwarcia przejść granicznych z Białorusią, Sikorski stwierdził, że Polska nie zgodzi się na to bez gwarancji bezpieczeństwa. Jak obrazowo ujął, granica musi być wolna od „watahy pseudouchodźców, popychanych przez Łukaszenkę”. W rozmowie z Wang Yi polski minister podkreślił, że stanowisko Warszawy pozostaje niezmienne, a skutki rozmów będzie można ocenić jedynie „po owocach”.
Tymczasem w praktyce zamknięcie granicy mocno uderza w transport. Coraz większe kolejki samochodów osobowych i ciężarowych tworzą się na przejściach z Litwą i Łotwą, które pozostały jedyną drogą wyjazdu z Białorusi do Unii Europejskiej. Według danych białoruskich służb granicznych, na przejściu w Kamiennym Ługu w kolejce czeka nawet dwieście aut osobowych, a w Bieniakoniach – około stu.
Sytuacja szczególnie dotknęła kierowców zawodowych. Według polskiej branży transportowej w kraju pracuje ponad 55 tysięcy białoruskich kierowców, co czyni ich drugą co do wielkości grupą obcokrajowców po Ukraińcach. Wielu z nich, którzy akurat przebywali na urlopie w ojczyźnie, nie może teraz swobodnie wrócić do pracy. Zmuszeni są korzystać z dłuższych i droższych tras przez Litwę, co w praktyce oznacza wielogodzinne podróże i dodatkowe koszty. Kierowcy dzielą się w internecie doświadczeniami – jedna z kobiet relacjonowała, że podróż z Białorusi do Warszawy zajęła jej kilkanaście godzin i kosztowała 120 euro.
Dalsza blokada jednak jest zależna od bezpieczeństwa, w tym oceny zagrożenia militarnego. Tymczasem na samej Białorusi pozostaje ponad 1400 polskich ciężarówek, które nie zdążyły opuścić kraju przed zamknięciem przejść i mogą wyjechać jedynie przez granicę polsko-białoruską.