Zdjęcie: Pixabay
18-04-2025 11:48
Jak podaje opozycyjny portal białoruski "Zerkalo", niespodziewana fala ułaskawień więźniów politycznych latem 2024 roku dała wielu nadzieję na zmianę kursu. Jednak już w grudniu ten proces równie nagle się zatrzymał, co każe zadać pytanie: dlaczego? Według analityka politycznego Artioma Szrajbmana, przyczyną może być brak spodziewanego efektu dyplomatycznego – jak sam mówi, "jeśli Łukaszenka, kontynuując ułaskawienia, zorientował się, że nie przynoszą one żadnej odpowiedzi ze strony Zachodu, mógł po prostu uznać, że nie ma sensu tego ciągnąć". Przez pół roku pojawiały się informacje o zwolnieniach, choć z przerwami – teraz panuje cisza, która może oznaczać zmianę strategii.
Istnieje jednak druga teoria – mniej pesymistyczna, choć równie niepewna. Chodzi o doniesienia z lutowego artykułu w New York Times, które sugerowały, że trwają zakulisowe negocjacje między Białorusią a USA na temat możliwej „dużej transakcji”: znaczne złagodzenie sankcji (między innymi tych dotyczących sektora potasowego i bankowego) w zamian za masowe zwolnienia więźniów politycznych. To tłumaczyłoby pauzę w ułaskawieniach – być może reżim „gromadzi” osoby, które może wypuścić jednocześnie, by uzyskać większy efekt. Szrajbman nie ukrywa jednak, że im dłużej nic się nie dzieje, tym bardziej prawdopodobna staje się opcja pierwsza: „Po prostu Łukaszenka zdecydował się zatrzymać”.
Zbliżający się Dzień Zwycięstwa – 9 maja – może być testem. Czy z tej okazji dojdzie do jakiejkolwiek amnestii? I czy obejmie ona osoby uwięzione za przekonania polityczne? Odpowiedź może pokazać, czy temat „wielkiej umowy” wciąż jest aktualny, czy też został już definitywnie porzucony.
Równolegle z tą ciszą pojawiły się niepokojące sygnały: falą nalotów na agencje nieruchomości zajęły się służby KGB, a niektóre firmy trafiły na celownik prokuratury za rzekome unikanie podatków. Choć nie ma dowodów na polityczne motywacje – jak zaznacza Szrajbman, „nie mamy podstaw sądzić, że istniał jakiś polityczny spisek pośredników nieruchomości” – to działania te wpisują się w szerszy schemat po 2020 roku: wykorzystanie aparatu represji do przejmowania wpływów w sektorach gospodarki. Władza nie potrzebuje już wielkich pretekstów, by eliminować podmioty niepowiązane z systemem. „To kolejny etap zawłaszczania rynku przez ludzi bliskich reżimowi”, podsumowuje analityk. I choć nie widać tu klasycznych oznak korupcji czy dużych skandali, to sam fakt ingerencji służb w sektor prywatny może świadczyć o dążeniu do dalszej centralizacji i kontroli – nie tyle dla porządku, co dla wygody i interesu wybranych.