Wiadomości

Gorąco nad Dźwiną - demonstracja w Rydze przeciwko opuszczeniu Konwencji Stambulskiej

Zdjęcie: Kārlis Miksons lsm.lv

Gorąco nad Dźwiną - demonstracja w Rydze przeciwko opuszczeniu Konwencji Stambulskiej

Andrzej Widera

30-10-2025 08:05

Wczorajsza demonstracja przed siedzibą Saeimy, przeciwko możliwemu opuszczeniu przez Łotwę Konwencji Stambulskiej - jak na warunki łotewskie należy uznać za największą w ostatnich latach - zgromadziła około pięciu tysięcy protestujących. Pokazuje to szczyt gorączki politycznej, która doprowadziła łotewską koalicję rządową niemal do upadku. O gorącej atmosferze świadczy fakt, że do tej rozgrywki włączono także wątki rosyjskie.

Według policji frekwencja była rekordowa – tłum rozciągał się daleko od parlamentu, a plac przed budynkiem był wypełniony po brzegi. Uczestnicy przynieśli transparenty z hasłami w obronie praw kobiet i europejskich wartości: „Konwencja – tak, ciemnocie – nie”, „Chroń swój kraj – nie popieraj wystąpienia” czy „Dziś decyzje, jutro siniaki”.

Media zauważały różnorodność zebranych - w proteście wzięli udział rodzice z dziećmi, studenci, seniorzy, działacze społeczni. Wielu z nich podkreślało, że konwencja to nie kwestia ideologii, lecz bezpieczeństwa obywateli. – Politycy muszą zobaczyć, że społeczeństwo nie godzi się na odwrót od Europy – mówiła przedstawicielka centrum „Marta” Beata Jonīte. Jej zdaniem obecność tysięcy ludzi to sygnał, że Łotwa nie chce ulegać populizmowi i dezinformacji.

Do protestujących wyszła premier Evika Siliņa z rządzącej partii "Nowa Jedność" (Jaunā Vienotība). W krótkim przemówieniu podziękowała obywatelom za ich głos i odwagę.  „Przemoc często dzieje się w ciszy, a dziś łamiemy tę ciszę. Dziękuję wszystkim, którzy nie chcą milczeć. Nie poddamy się, będziemy walczyć, by przemoc nie zwyciężyła” – powiedziała premier, podkreślając, że rezygnacja z konwencji byłaby krokiem wstecz wobec praw człowieka i zasad demokracji.

Protest zakończył się spokojnie, choć emocje - jak podawały media - sięgały zenitu. W internecie od kilku dni pojawiły się setki apeli o udział w demonstracji, a petycję w obronie konwencji podpisało już ponad dwadzieścia tysięcy osób. Autorka inicjatywy, Megija Jaunsleine, zaapelowała do parlamentarzystów, by „nie popełnili historycznego błędu” i nie wyprowadzali Łotwy z europejskiego systemu ochrony przed przemocą.

Tymczasem w Saeimie trwała gorąca debata. Projekt ustawy o wystąpieniu z konwencji został złożony przez opozycyjną partię "Łotwa na Pierwszym Miejscu"  i wsparty przez Związek Zielonych i Rolników, Zjednoczenie Narodowe oraz ugrupowanie "Zjednoczona Lista". Koalicja rządowa, w skład której wchodzą "Nowa Jedność" i "Progresywni", sprzeciwiła się tej inicjatywie, nazywając ją próbą politycznego odwrotu od europejskich wartości. Posłowie spierali się o wnioski dotyczące roli rosyjskiej propagandy w decyzji o wystąpieniu. Przedstawiciele rządu apelowali, by proces zakończyć dopiero po ocenie służb bezpieczeństwa – chcieli sprawdzić, czy w działaniach przeciwko konwencji nie ma wpływu Kremla. – „Apeluję do wszystkich, którzy uważają się za patriotów – nie róbcie tego, czego oczekuje Moskwa” – mówił szef klubu "Nowej Jedności" Edmunds Jurēvics.

W dyskusji pojawił się także wątek Ukrainy. Część deputowanych argumentowała, że Łotwa powinna pozostać w konwencji przynajmniej do czasu, gdy podobny krok rozważałby Kijów. „Ukraińcy ratyfikowali ten dokument w czasie wojny, by chronić swoje kobiety. To najwyższa wartość, jaką można dziś bronić” – mówiła posłanka Irma Kalniņa z "Nowej Jedności". Jej wypowiedź spotkała się z ostrą krytyką opozycji, która uznała, że „wykorzystywanie Ukrainy do wewnętrznych sporów politycznych” jest niestosowne.

Kontekst polityczny sprawy zyskał dodatkowy wymiar, gdy media ujawniły, że wielu posłów głosujących za wystąpieniem z konwencji znajduje się jednocześnie na listach osób poszukiwanych przez Rosję. Kreml od ubiegłego roku ściga 88 łotewskich polityków za decyzje uznane za „antyrosyjskie”, w tym m.in. poparcie dla demontażu sowieckich pomników. Wśród nich są prominentni politycy – Jānis Dombrava, Raivis Dzintars, Māris Kučinskis, Ināra Mūrniece czy Edvards Smiltēns. Tymczasem ci sami politycy zostali przez obrońców konwencji oskarżeni o uleganie rosyjskiej propagandzie. Paradoks ten – jak zauważają komentatorzy – pokazuje, jak bardzo spór wokół konwencji stał się areną rozgrywek politycznych.

W społecznym odbiorze decyzja o ewentualnym wystąpieniu z konwencji stambulskiej nie jest jedynie kwestią prawną. Dla wielu obywateli oznaczałaby odwrót od europejskiego kursu i osłabienie międzynarodowej reputacji kraju. Historyk Gatis Krūmiņš, uczestnik protestu, powiedział, że Łotwa ryzykuje utratę zaufania partnerów. „Świat będzie się zastanawiał, czy wciąż jesteśmy wiarygodni. Nie chcę, by przyszli historycy pisali, że w 2025 roku Łotwa zrezygnowała z ochrony własnych obywateli” – zaznaczył.

Konwencja stambulska, którą Łotwa ratyfikowała w 2024 roku, zobowiązuje państwa do przeciwdziałania wszelkim formom przemocy wobec kobiet i w rodzinie, tworzenia centrów kryzysowych, całodobowych infolinii i specjalistycznych usług wsparcia dla ofiar przemocy seksualnej. Jeśli Saeima przyjmie ustawę o wystąpieniu, Łotwa stanie się po Turcji drugim krajem, który zrezygnował z udziału w tym międzynarodowym porozumieniu.


opr. wł.
Wirtualna kawa za pomocą portalu suppi.pl:
Wspieraj nas na suppi.pl
Aby dostarczać Państwu rzetelne informacje zawsze staramy się je sprawdzać w kilku źródłach. Mimo to, w dzisiejszych trudnych czasach dla prawdziwych wiadomości, apelujemy, aby zawsze do każdej takiej informacji podchodzić krytycznie i z rozsądkiem, a takze sprawdzać na własną rękę. W razie zauważonych błędów prosimy o przysłanie informacji zwrotnych na adres email redakcji.