Zdjęcie: Pixabay
14-05-2025 11:38
Nagłośniona w kwietniu sprawa zniknięcia Andżeliki Mielnikowej, przewodniczącej Białoruskiej Rady Koordynacyjnej, odżyła w minionym tygodniu za sprawą śledztwa dziennikarskiego "Polityki", które jednak nie wyjaśniło zasadniczego pytania, co się stało z Mielnikową. Poza sensacyjnym wyjaśnieniem dalszej drogi Mielnikowej z Wielkiej Brytanii, a więc pobytem z córkami na Sri Lance i wyjeździe do Dubaju, publikacja przyniosła praktycznie jeden istotny fakt, a więc zawłaszczenie przez nią pieniędzy, jednak tutaj istnieją rozbieżności, co do wysokości tej kwoty. A przy tym dziennikarze twierdzą, że polskie śledztwo w tej sprawie nadal prowadzone jest opieszale.
Wcześniej pojawiały się informacje, że po zaginięciu okazało się, że z zarządzanego przez Mielnikową konta fundacji Belarus Liberty zniknęło ponad 100 tys. euro. Jak donosi "Zerkalo", Cyberpartyzanci, niezależna grupa białoruskich hakerów, odzyskali kontrolę nad funduszem i ujawnili szczegółowe dane dotyczące wszystkich operacji finansowych na koncie złotówkowym od początku 2024 roku. Analiza wykazała, że do drugiej połowy stycznia 2025 roku Mielnikowa rzetelnie zarządzała środkami, a wszystkie operacje były zgodne z ustaleniami działu finansowego grupy. „Do tego czasu Andżelika Mielnikowa w pełni wywiązywała się ze swoich zobowiązań i nie została przyłapana na wykorzystywaniu funduszy grupy do celów osobistych” – podkreślili Cyberpartyzanci.
Pierwsze nieautoryzowane użycie środków miało miejsce 22 stycznia, gdy z karty będącej w posiadaniu Mielnikowej opłacono usługę Booking. W lutym, jak twierdzi grupa, kobieta regularnie przelewała na swoje konto kwoty sięgające 2,5 tysiąca dolarów, wykorzystując szybkie przelewy, by przyspieszyć transakcje. Kulminacją był 13 marca, kiedy to na konto fundacji wpłynął grant w wysokości 107 tysięcy dolarów przeznaczony dla Rady Koordynacyjnej - bez wiedzy i zgody Cyberpartyzantów. W kolejnych tygodniach Mielnikowa wypłaciła z konta całość tych środków oraz pozostałe pieniądze (łącznie ponad 150 tysięcy dolarów), w tym te przeznaczone na wsparcie projektu „Partyzancki Telegram” i dziennikarstwo śledcze. Największe przelewy miały miejsce 5 i 18 marca, a ostatnia operacja została zarejestrowana 24 marca. Dzień później kontakt z Mielnikową się urwał.
Motywy jej działania pozostają niejasne. „Nie znamy powodów, dla których Mielnikowa zdecydowała się przywłaszczyć cudze środki i zniknąć po wielu miesiącach kompetentnej pracy z dobrą reputacją” – zaznaczyli hakerzy. Sprawa została zgłoszona do polskich organów ścigania. Choć utrata pieniędzy tymczasowo spowolni niektóre projekty medialne, Cyberpartyzanci zapewniają, że działania związane z włamaniami do sieci reżimów białoruskiego i rosyjskiego pozostaną niezagrożone. Dzięki wewnętrznym protokołom bezpieczeństwa, żadna poufna informacja nie trafiła w niepowołane ręce. „Informacje przekazywane zewnętrznym strukturom – księgowym, prawnikom, bankom – nie mogą być tajne, ponieważ są dostępne dla nieograniczonej liczby osób i mogą figurować w rejestrach publicznych ” – zaznaczyli.
Tymczasem Tatiana Martynowa, liderka frakcji „Przestańcie się bać” z BRK, jest pewna: Mielnikowa nie mogła po prostu zniknąć, a tym bardziej przywłaszczyć sobie pieniędzy. „Wszystko, co dzieje się dziś, to w języku propagandy wojennej nazywa się metodą «zgniłego śledzia». Nie chodzi o dowody - liczy się tylko to, by człowieka obrzucić błotem ze wszystkich stron i sprawić, by mówiono o nim nieustannie. Bo informacje o niej są wrzucane raz w tygodniu, a potem po prostu rozmazują jej twarz po asfalcie. Powiedzcie proszę, gdzie ona jest? Naprawdę sądzicie, że kobieta takiego formatu jak Andżelika porzuciłaby własne dzieci dla stu tysięcy dolarów? Nie wierzę, że jest zdrajczynią. Ani w to, że od początku była podstawionym agentem” - twierdzi Martynowa, która dodaje, że w jej ocenie Mielnikowa znajduje się jako zakładniczka w rękach białoruskich służb specjalnych.
Niemniej w Radzie Koordynacyjnej sprawa wywołała poważne zaniepokojenie. Jak poinformowała tymczasowa rzeczniczka Stanisława Hlinnik, już w kwietniu powołano grupę roboczą, której celem jest opracowanie mechanizmów zapobiegających koncentracji kontroli finansowej w rękach jednej osoby. Rozważany jest też model stowarzyszenia, który zakładałby większą przejrzystość i odpowiedzialność – z przewodniczącym i wiceprzewodniczącym jako władzami, radą nadzorczą z liderów frakcji oraz wszystkimi członkami jako członkami stowarzyszenia. „Przy takim układzie członkowie mogą zmieniać radę nadzorczą, a rada – kierownictwo. To tylko moja wizja, niezatwierdzona jeszcze przez nikogo” – dodała Hlinnik. Decydujące rozmowy mają ruszyć po wyborach nowego rzecznika.