geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Artem Podrez Pexels.com

Białoruskie problemy

Michał Mistewicz

31-01-2023 09:30


"Pomimo odmiany fortuny wojennej od sierpnia, klęska polityki Piłsudskiego na obu "skrzydłach" przekreśliła wszelkie nadzieje na "odpowiednie postawienie sprawy białoruskiej" na międzynarodowej płaszczyźnie. Co więcej, w rezultacie tej klęski, głos decydujący w polityce polskiej uzyskali zdecydowani przeciwnicy "federacyjnych mrzonek" których sama myśl o tym, iż w państwie polskim mógłby powstać białoruski Piemont, napawała odrazą czy nawet przerażeniem. Toteż z  lekkim sercem oddali oni w Rydze Mińsk Rosji, ciesząc się z  pozbycia "białoruskiego wrzodu". Na dłuższą; metę nie okazało się to rozsądne, gdyż kartę porzuconą przez Polaków podjęli inni, wygrywając ją, niekiedy z powodzeniem, na szkodę interesów polskich. Aczkolwiek, z  racjonalnego punktu widzenia, Piłsudski miał rację, uważając sprawę białoruskiej niepodległości za "najsłabszą" i  najmniej przygotowaną", niezależny rząd białoruski na emigracji był uznawany w latach 20-tych nie tylko przez kowieńską Litwę, ale także przez Łotwę, Finlandię, Czechosłowację i w pewnym stopniu przez Niemcy. Litwa przez kilka lat udzielała mu gościny oraz bardzo efektywnej pomocy w antypolskich poczynaniach. (...) Najbardziej jednak zręcznie rozegrała kartę białoruską Rosja; nie obawiając się podrzuconego jej przez Polskę "mińskiego wrzodu", stworzyła w nim w połowie lat 20-tych pozory białoruskiego Piemontu, co najmniej kulturalnego, który wkrótce skusił wielu przebywających dotąd w Polsce lub na emigracji białoruskich patriotów. Przenieśli się oni na terytorium sowieckie, gdzie prawie wszyscy zostali następnie fizycznie zlikwidowani." - pisał o sprawie białoruskiej w czasie wojny 1920 roku, Wiktor Sukiennicki, prawnik i sowietolog. Znów niech ten cytat stanowi tym razem niezbędne i widoczne tło dla obecnego komentarza.

Kiedy pisałem poprzedni komentarz, nie zdawałem sobie sprawy z jakim zgrzytem dyplomatycznym odbywały się uroczystości upamiętnienia 160 rocznicy wybuchu Powstania Styczniowego w Warszawie, które zgromadziły przedstawicieli ciemiężonych przez carską Rosję wówczas narodów. Jak się okazało kilka dni później, pojawiły się pewne kłopoty, o czym poinformował Walery Kowalewski  pełnomocnik Wspólnego Gabinetu Przejściowego ds. międzynarodowych. "Kiedy przygotowywaliśmy się do wizyty, otrzymaliśmy informację, że jest sprzeciw wobec przemówienia Swietłany Cichanouskiej, obecności białoruskiej flagi i obecności białoruskiego wieńca. Było jasne, że nastąpiła zmiana w przebiegu uroczystości, która była planowana na początku.” Jednocześnie Kowalewski nie sprecyzował, kto wypowiadał się przeciwko przemówieniu Cichanouskiej, ale zaznaczył, że ważny jest także format jej udziału w uroczystościach.".

"Aby jednak odpowiedzieć na to pytanie, wystarczy przypomnieć odczytane podczas uroczystości przesłanie Władimira Zełenskiego. W swoim przemówieniu Prezydent Ukrainy mówił o narodach zjednoczonych w walce z rosyjskim imperializmem. Ale nie wymienił wśród nich Białorusinów. Jasne jest, że nie jest to przypadek, ale świadoma polityka ukraińskiego kierownictwa. Uroczystość z okazji 160. rocznicy powstania i komentarz Walerego Kowalewskiego to nie jedyny powód, by na nowo przypomnieć stosunki białorusko-ukraińskie. Kilku anonimowych europejskich dyplomatów powiedziało portalowi "Nasza Niwa", że Ukraina konsekwentnie blokuje udział Swietłany Cichanouskiej oraz przedstawicieli białoruskiej opinii publicznej we wspólnych wydarzeniach z Europejczykami. Oznacza to, że nie mówimy o odosobnionym przypadku, ale o strategii ukraińskiego kierownictwa." - napisał białoruski publicysta Ihor Lenkiewicz.

Nie chcąc się zbytnio zanurzać w meandry tych wewnętrznych rozgrywek białorusko-ukraińskich, chcę przypomnieć, że kilka miesięcy temu wspominałem, że chęć wpłynięcia Ukrainy na przyszły los Białorusi, może okazać się kłopotliwy. Wypowiadający się wówczas, jako doradca prezydenta Ukrainy Ołeksij Arestowycz, którego cytowanie obecnie jest uznawane jako passé, twierdził, że brak spotkań między władzami Ukrainy a przedstawicielami Wspólnego Gabinetu Przejściowego, wynika li tylko z powodu ostrożności władz, które nie chcą w ten sposób dawać jakiegokolwiek powodu Łukaszence do udziału w toczącej się wojnie. Arestowycz w tej samej wypowiedzi twierdził, że władze Ukrainy nie zamierzają przeciwstawiać tworzone środowisko polityczne wokół białoruskich ochotników z Pułku Kalinouskiego, przedstawicielom uznanego przez Europę Zachodnią, Wspólnego Gabinetu Przejściowego Swietłany Cichanouskiej.

Dość łatwo oddzielić fakty od słów. "Najwyższe kierownictwo Ukrainy z prezydentem Zełenskim na czele wstrzymuje się od kontaktów zarówno z Cichanouską, jak i z innymi przedstawicielami białoruskiego ruchu demokratycznego, w tym "kalinowcami". Przynajmniej w przestrzeni publicznej. Równocześnie najwyraźniej nadal prowadzi na pewnym szczeblu dialog z oficjalnym Mińskiem. Taki wniosek można wyciągnąć ze słów  Łukaszenki, że strona ukraińska zaproponowała mu zawarcie paktu o nieagresji. Ani prezydent Zełenski, ani MSZ Ukrainy nie potwierdzili ani nie zaprzeczyli  tym oświadczeniom." - napisał Lenkiewicz, który zauważa, że powodem takiej polityki Ukrainy jest przyznanie, że wygrana wojna nie spowoduje upadku tak Putina w Rosji, jak i Łukaszenki na Białorusi, i "trzeba będzie dalej z nimi żyć". Ale istotnym w opinii białoruskiego publicysty jest stwierdzenie, że władze Ukrainy odkładają ułożenie sobie przyszłych relacji na okres "po wojnie" kiedy będzie wiadomo, z kim i jak rozmawiać.

To tylko jedna możliwość. Bo chęć wpływania na los państw w jakiś sposób zależnych, jest stara jak świat. Zadziwiającym zbiegiem okoliczności, w dniu, w którym opublikowano pierwsze relacje o białoruskim zgrzycie w Warszawie, w białoruskich mediach opozycyjnych pojawiły się relacje o wizycie w Kijowie Zianona Pazniaka, zasłużonego działacza białoruskiej opozycji, założyciela antykomunistycznej i niepodległościowej partii Białoruski Front Ludowy (BNF), wreszcie kandydata w wyborach prezydenckich z 1994 roku na Białorusi, pamiętnych z powodu wygranej Łukaszenki.

"Podczas pobytu na Ukrainie Zianon Pazniak udzielił ponad dwudziestu wywiadów. Telewizja Espreso nazwała polityka „białoruskim dysydentem”, a portal „Zachodni Front Informacyjny” nazwał go „białoruskim guru polityki”. Zianon Pazniak reprezentuje ruch „Wolna Białoruś”. W skład delegacji weszli szef Centrum Analiz i Prognoz Politycznych Paweł Wusau oraz lider ruchu „Opór” Dmitrij Szczygielski. Według Wusau udali się na Ukrainę z własnej inicjatywy, aby spotkać się z pułkiem Kalinouskiego. Do takiego spotkania doszło, ale szczegółów nie ujawniono. (...) „Omówiono kierunki współpracy politycznej, ponieważ Pułk Kalinouskiego zadeklarował się jako podmiot polityczny białoruskiej wspólnoty demokratycznej i zastanawia się, jaką rolę i miejsce zajmie w przyszłości w procesie zmian na Białorusi” – powiedział Paweł Wusau." - czytamy w relacji. Tydzień później pojawiły się zdjęcia z wizyty Pazniaka na linii zajmowanej przez Pułk Kalinouskiego w Bachmucie.

Zagadnienie, które się pojawia, jest pewnym teoretycznym, innym niż przedstawia to Ihor Lenkiewicz, możliwym scenariuszem. Niewątpliwie Ukraina, która nawiasem mówiąc, przedwczoraj dała Łukaszence dość poważny powód do wywołania jego "złości" w postaci nałożenia sankcji na białoruskie firmy, chce w jakiś sposób zabezpieczyć własne możliwości wpłynięcia na ewentualny dalszy los polityczny północnego sąsiada. Środowisko pułku Kalinouskiego było niemal od początku niechętne WGP Swietłany Cichanouskiej - w moim odczuciu powodem nie jest sama Cichanouska, ale osoby będące w jej otoczeniu. Wiele wskazuje też na to, że Zianon Pazniak, przebywający od 1996 roku na emigracji w Warszawie, jest tą postacią opozycji białoruskiej, na którą władze ukraińskie w przyszłości "postawią". Być może takim obrotem spraw można tłumaczyć dość interesującą propozycję Cichanouskiej, którą złożyła na spotkaniu z ministrem SZ RP Zbigniewem Rauem, aby to Polska objęła wiodącą rolę w tworzeniu międzynarodowej koalicji na rzecz demokratycznej Białorusi. Czy jest to ruch w celu zablokowaniu ukraińskiej inicjatywy?

Niezależnie jednak od tych rozważań, konkluzja jest jedna: waga Białorusi, podobnie jak los Ukrainy, jest dla przyszłości naszego regionu kluczowa - to truizm. Dla Polski, jako zwornika tak siły, jak wolności, ważne jest utrzymanie porozumienia w także tak istotnych kwestiach natury dyplomatycznej. Nie wolno nam popełnić znaczeniowo tych samych błędów, jakie popełniliśmy w 1921 roku, gdyż Rosja wykorzysta niewątpliwie każdą okazję do naszego poróżnienia.

Tymczasem na Zachodzie bez zmian. Owszem, obraz rozgrywek wokół dostarczenia ciężkiego sprzętu na Ukrainę to tylko jedna strona medalu. Drugą są tematy zachodnioeuropejskich dyskusji, które pojawiły się w minionym tygodniu. "To bardzo przełomowy okres w konflikcie. Ale dla mnie reakcje zachodnich stolic były jak dotąd czysto taktyczne. Brakuje nam wspólnej wizji tego, jak wojna powinna się zakończyć i jak te dostawy wpisują się w tę wizję" - napisała w mediach społecznościowych Anna Wieslander, dyrektorka na Europę Północną Atlantic Council. "A może Anno, brakuje nam strategicznej wizji, aby zrozumieć, jaka jest stawka dla Europy w tej wojnie. I dla świata." - odpisał prof. Andrew Michta.

"Dla Unii zawsze celem była stabilizacja, tylko że tutaj pojawia się problem w całej interpretacji, jak przełożyć stabilizację: czy naszym celem jest pokój, czy naszym celem jest zwycięstwo Ukrainy. Obawiam się, że jest tutaj pewien podział, który na razie nie pojawia się jeszcze na poziomie działań. Dlatego, że wojna Rosja-Ukraina ma na dzień dzisiejszy logikę zero-jedynkową. Jeżeli Putin wycofa się z terytoriów, których ogłosił niby aneksje, no to wtedy dla niego samego prawdopodobnie oznacza to koniec. Ukraina z kolei nie zaakceptuje utraty terytoriów, które utraciła po 24 lutego ubiegłego roku. Więc na dzień dzisiejszy jest to albo-albo. I w tej logice będziemy musieli wybierać czy naszym celem jest zwycięstwo Ukrainy, czy naszym celem jest pokój i stabilizacja." - mówił w programie dr Pawła Kusiaka, dr Bartłomiej E. Nowak, politolog, przewodniczący Rady Programowej Stowarzyszenia Narodów Zjednoczonych w Polsce (UNAP), odpowiadając na pytanie jakie jest pożądane zakończenie wojny na Ukrainie z punktu widzenia UE jako całości procesów integracyjnych.

"Inwazja Rosji na Ukrainę była szokiem dla zadowolonego z siebie ładu europejskiego, zarówno dla Unii Europejskiej, jak i dla NATO. I podkreśliło i wzmocniło wpływy krajów Europy Środkowej i Wschodniej. Polska i kraje bałtyckie przeforsowały argument moralny, by poprzeć Ukrainę, wypełniając niemal próżnię na początku wojny, kiedy tradycyjni przywódcy europejscy, Francja i Niemcy, wydawali się sparaliżowani. Ale wojna przyniosła również nową pilność i energię do rozszerzenia Unii Europejskiej na Bałkany Zachodnie i poza nie, z ofertami kandydowania dla Ukrainy i Mołdawii." - zauważa z kolei Steven Erlanger na łamach New York Timesa.

"W dłuższej perspektywie „perspektywa większej i bardziej wschodniej Europy będzie źródłem wielkiej siły dla niemieckiej gospodarki” – powiedział Garton Ash, mając na uwadze ogromny potencjał rozwojowy Ukrainy.Mimo to Francja i Niemcy są w tyle w Europie, przynajmniej w najbliższej przyszłości. Luuk van Middelaar, historyk Unii Europejskiej, zauważa, że ​​od początku wojny zarówno Polska, jak i Węgry są traktowane przez Brukselę łagodniej w toczącej się z nimi walce o praworządność . „Politycznie i moralnie Polska nie jest zagrożona ze względu na rolę, jaką odgrywa jako państwo frontowe, dostarczające broń i przyjmujące uchodźców” – powiedział." - napisał publicysta. Niemal wtóruje mu Diane Francis z Atlantic Council. "Podczas gdy Kreml cynicznie ukrywa swoją ludobójczą inwazję na Ukrainę w języku słowiańskiego braterstwa, to właśnie słowiańscy sąsiedzi Ukrainy w Polsce okazali prawdziwie braterskie wsparcie. To będzie kształtować przyszły geopolityczny krajobraz regionu. Po pokonaniu Rosji, Ukraina prawdopodobnie pogłębi swoje partnerstwo z Polską, tworząc potężny sojusz w polityce europejskiej. Razem oba narody będą miały autorytatywny głos w szerszym demokratycznym świecie. Geopolityczny środek ciężkości Europy przesuwa się na wschód, a Polska jest jego liderem." - czytamy w artykule.

Jak widać, także z oddalenia dostrzegane są nasze szanse. Szanse, które, po raz kolejny to napiszę, nie polegają na realizacji snu o utraconym imperium, którym martwił się pod koniec minionego roku, Sebastian Bachmura z "Myśli suwerennej". "Ta pantha rhei", zwłaszcza, że nauka wypływająca z naszej wspólnej historii, a o której wycinku wspomina cytat z początku tego komentarza, powinna być w  moje ocenie naczelną ideą działania. Współdziałanie suwerennych państw.

Warto w tej perspektywie dostrzec, jak ożywia się współpraca między naszymi narodami, niezależnie od tego, czy dyskutujemy o tym na różnych poziomach, to właśnie życie dostarcza własnych na to dowodów. Oto w czołówce założycieli zagranicznych spółek w Polsce prym wiodą Ukraińcy (4801 spółek) i Białorusini (1769). Wzrost notują też Litwini (181 spółek, wzrost o 63%) i Łotysze (171 spółek, wzrost o 111%). Rozkręca się też współpraca kulturalna - białoruska emigracja organizuje w Polsce występy teatralne, a także koncerty białoruskich muzyków, a w Iwano-Frankiwsku otwarto wspólną polsko-ukraińską wystawę fotograficzną „Granice”. I to także jest kolejny przyczynek do  zauważenia postępujących fundamentalnych zmian w naszej wspólnej przestrzeni.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021