geopolityka • gospodarka • społeczeństwo • kultura • historia • Białoruś • Estonia • Litwa • Łotwa • Mołdawia • Obwód Królewiecki • Ukraina • Trójmorze • Trójkąt Lubelski

Opinie Komentarze Analizy

Zdjęcie: Pixabay

Geopolityczne układanki

Michał Mistewicz

15-11-2022 09:30


Święto Niepodległości jest pewnym asumptem do podsumowania nie tylko wydarzeń ostatniego tygodnia. Kiedy rok temu zasiadałem za biurkiem do napisania kolejnego komentarza tygodnia, sytuacja z migrantami na naszej granicy z Białorusią była niepewna, ogłaszano alert WOT w związku z tym atakiem hybrydowym reżimu Łukaszenki, a także mnożyły się sygnały o rosnącej koncentracji wojsk rosyjskich wokół Ukrainy.

Wizyta prezydenta Litwy Gitanasa Nausedy w Warszawie, to nie tylko dobrosąsiedzka wizyta z okazji święta zaprzyjaźnionego państwa. Bo oprócz warstwy symbolicznej, która niesie nasza wielowiekowa wspólna historia, są także pomysły i inicjatywy, które z oczywistych względów na tę chwile pozostają w przestrzeni zawoalowanych słów dyplomacji.  „Prawdopodobnie nie wykorzystaliśmy jeszcze wszystkich możliwości współpracy - współpracy w sensie militarnym, w sensie mobilności wojskowej. Dlatego uważam, że to nasze spotkanie ma charakter ciągły i nadal będzie realizowało naszą współpracę wojskową w zakresie korytarza suwalskiego” - mówił prezydent Litwy w czasie wizyty w Warszawie. Nausėda i Duda przewodniczyli Radzie Prezydentów Litwy i Polski w Warszawie. Według informacji, na spotkaniu główny nacisk położono na kwestie bezpieczeństwa i obrony oraz współpracy dwustronnej.

Temat ten pojawia się jakże na czasie, zwłaszcza biorąc pod uwagę nieudaną wizytę litewskiego ministra spraw zagranicznych Gabrieliusa Landsbergisa w Berlinie. Niestety minister usłyszał to, czego można było się spodziewać: Berlin utartym sposobem opiera się przerzucenia na Litwę całej swojej brygady. Według ekspertów portalu Defence24 to nie tylko niemiecka niechęć, ale także brak aktualnych możliwości europejskich sojuszników NATO do wystawienia stałych kontyngentów ekspedycyjnych. A podobnym tropem poszła niedawno Wielka Brytania w stosunku do Estonii.

"Wasz prezydent i nasz kanclerz porozumieli się w tej sprawie i zostało to zapisane w umowie. (...) Potrzebujemy brygady gotowej do walki, której część byłaby na stałe rozmieszczona na Litwie, a część w Niemczech, a jej rozmieszczenie byłoby kwestią dni" - powiedziała minister SZ Niemiec Annalena Baerbock. Takie stanowisko rodzi jednak pytania na Litwie. "Na razie stanowisko niemieckiego ministra spraw zagranicznych brzmi dziwnie, ponieważ umowa była bardzo jasna, że niemiecka brygada zostanie rozmieszczona w całości na Litwie (...) To, co teraz mówi niemiecka minister, znowu budzi pewne wątpliwości" - powiedział Dainius Gaižauskas, członek Komitetu Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony (NSDK) Sejmu, a także poseł opozycji. Jednak strona rządowa najwyraźniej nie będzie kruszyć kopii i skupia się w tej sytuacji na podkreślaniu pilności ukończenia budowy nowych baz m.in. dla niemieckich żołnierzy.

Mimo to Litwa i pozostałe państwa bałtyckie zdają sobie sprawę, jak wielką rolę w dzisiejszych działaniach pełni wektor czasu. Stąd też większa niż to poprzednio bywało częstotliwość różnych spotkań oficjalnych - w gronie państw przestrzeni I Rzeczypospolitej - a zapewne też takich, o których będzie można kiedyś przeczytać w książkach. Tutaj warto zwrócić uwagę na wczorajsze spotkanie, w którym wzięli udział główni doradcy ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa narodowego prezydentów Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy i Polski. "Doradcy prezydentów państw bałtyckich, Ukrainy i Polski omówili realizację decyzji podjętych na szczycie NATO w Madrycie i zgodzili się co do konieczności dokonania postępu we wzmacnianiu obrony powietrznej i zwiększaniu zdolności sojuszników w regionie. (...) Doradcy prezydentów Litwy, Łotwy, Estonii, Ukrainy i Polski uzgodnili dalszą koordynację i współpracę w zakresie polityki zagranicznej, bezpieczeństwa narodowego i obrony." - czytamy w oświadczeniu.

Jak widać konsolidacja sił własnych w naszym regionie postępuje, jednak zapewne nie może to wystarczać. Mimo że siła Rosji w dalszym ciągu słabnie, to jednak nie można zapominać o wpływie innych teatrów polityki międzynarodowej. A jak informuje Paul Goble, Moskwa, na tle ciągłego nacisku szantażu energetycznego wobec Mołdawii, zaczęła pracować nad zablokowaniem wyjścia tego kraju z WNP. "Sytuacja jest tym bardziej napięta, że ​​miesza się z gniewem Rosji na współpracę Mołdawii z Zachodem w udzielaniu pomocy Ukrainie oraz coraz bardziej krytycznym stanowiskiem Kiszyniowa wobec pełnej agresji Moskwy na Kijów. Niektóre z kroków podjętych przez Moskwę opierają się na polityce, którą rosyjscy politycy od dawna stosują w Mołdawii, w tym popieraniu żądań większej autonomii, a nawet niepodległości Naddniestrza i Gagauzji." - napisał Paul Goble. "Ale inne są bardziej „hybrydowe” i obejmują groźby wydalenia ponad 200 000 mołdawskich migrantów zarobkowych przebywających obecnie w Rosji, blokowanie handlu między dwoma krajami – coś, od czego Kiszyniów jest w dużym stopniu uzależniony – oraz promowanie partii prorosyjskich w Mołdawii".

"Kreml z pewnością będzie stosował wzmożone naciski na Kiszyniów, co mogłoby łatwo wywołać poważny kryzys w Mołdawii. Taki konflikt byłby dla Zachodu trudny, a nawet niemożliwy do zignorowania, gdyby Putin, borykając się z falą porażek na Ukrainie, nie odniósł zwycięstwa, utrzymując Mołdawię w orbicie rosyjskiej i uniemożliwiając Kiszyniowowi podążenie drogą Tbilisi z WNP." - zauważa analityk. Wszystkie nasze dotychczasowe relacje z Mołdawii potwierdzają, że przegrana przez prorosyjskie partie wyborów w Mołdawii została uznana na Kremlu jako lekcja, z której wyciągnięto wnioski. W tej sytuacji tę nienazwaną wojnę o Mołdawię należy wpisać jako element wojny na Ukrainie i rzeczywiście bez pomocy Zachodu, nacisk Moskwy na prozachodnie rządy w Kiszyniowie może wywołać pewien efekt zadowalający Putina.

Co także istotne, Rosja mająca przed sobą widmo kolejnych, coraz bardziej bolesnych sankcji nakładanych przez państwa zachodnie, których celem ma być tym razem wydobycie ropy naftowej, działa także aktywnie na tym polu w Azji, nie omijając także umów z rządami Talibów w Afganistanie oraz z Pakistanem. Tutaj należy wspomnieć, że umowa z Talibami dotyczy importu produktów ropopochodnych i pszenicy po obniżonych stawkach, a w umowie z Pakistanem Rosja zgodziła się dostarczać benzynę z odroczonymi płatnościami i rozszerzyć infrastrukturę gazociągów w Azji Środkowej do republiki islamskiej.

"Pogłębiające się zaangażowanie Moskwy w Pakistanie i Afganistanie polega na przygotowaniu się do wejścia Rosji do wartego 62 miliardy dolarów Chińsko-Pakistańskiego Korytarza Ekonomicznego (CPEC), flagowego projektu pekińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku (BRI)." - zauważa Syed Fazl-e-Haider w analizie dla Fundacji Jamestown. "Moskwa była gotowa dołączyć do CPEC w 2016 r., kiedy zwróciła się do Islamabadu o zezwolenie Rosji na wykorzystywanie portu Gwadar do eksportu swoich towarów. Ten strategicznie położony port wzdłuż Morza Arabskiego w pakistańskiej prowincji Beludżystan jest istotną częścią CPEC. Islamabad przychylił się do prośby Moskwy, a ówczesny premier Pakistanu Nawaz Sharif podczas wizyty w Turkmenistanie w listopadzie 2016 roku z zadowoleniem przyjął decyzję Kremla o przystąpieniu do projektu." - czytamy w analizie. Według autora, dla Chin obecność Rosji w CPEC jest wskazana ze względu na rywalizację z Indiami.

Jak pisze autor, współpraca z CPEC jest elementem rosyjskiego Wielkiego Partnerstwa Euroazjatyckiego (GEP), przez który Kreml będzie dążył do połączenia Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej (EUG) z BRI. "Rosja wybrała drogę do Kabulu, która przechodzi przez Islamabad. Ujawnia to strategię Moskwy, aby wzmocnić rosyjsko-afgańsko-pakistański węzeł po wycofaniu sił amerykańskich z tego regionu. Taki węzeł zostanie najbardziej wzmocniony poprzez rozszerzenie CPEC na Kabul i bezpośredni udział Rosji w tym projekcie. Jednak tylko pokojowy i stabilny Afganistan umożliwi realizację chińskiego planu rozszerzenia CPEC oraz rosyjskiego projektu GEP. W tym celu plan Pekinu dotyczący rozszerzenia CPEC o Afganistan prawdopodobnie zbiegnie się z formalnym przystąpieniem Moskwy do BRI."

Co także warte zauważenia to fakt, że mimo większego zaangażowania w Afganistanie i Pakistanie, siła Rosji wyraźnie słabnie w poradzieckich państwach Azji Środkowej. "Podobnie prezydent Tadżykistanu Emomali Rahmon, zwykle niezawodny rosyjski klient, publicznie zganił prezydenta Rosji Władimira Putina za brak szacunku dla „małych państw” i za nie zwracanie wystarczającej uwagi na potrzeby wszystkich państw Azji Środkowej. Skarżył się też, że Moskwa nie traktuje Tadżykistanu jako równorzędnego partnera strategicznego. Wreszcie Rahmon dalej ubolewał, że rosyjskim biznesmenom zależy tylko na węglowodorach i nie pomagają w rozwoju gospodarki Tadżykistanu. Te przejawy powszechnej dezaprobaty dla rosyjskiej polityki oraz chęć publicznego zganienia Rosji i Putina wyraźnie czerpią inspirację z przykładu Kazachstanu, który podobnie jak te działania regionalnej asertywności również w dalszym ciągu potwierdza swój bardziej niezależny kurs." - napisał Stephen Blank.

A tam gdzie następuje erozja jednej siły pojawiają się chętni następcy, jak Turcja czy Iran. "Widać więc wyraźnie, że pretensje Moskwy do hegemonii w Azji Centralnej znajdują się pod silną presją wpływu wojny z Ukrainą,  jej możliwości militarnych i gospodarczych, które także wpływają na relacje z poszczególnymi rządami regionalnymi. Tendencje te z pewnością doprowadzą do tego, że Unia Europejska i Stany Zjednoczone będą wykazywać większe zainteresowanie i będą wzmacniać swoją obecność w Azji Centralnej. Z tych wszystkich powodów możemy z całą pewnością stwierdzić, że związki Rosji z Azją Centralną są i będą ofiarami wojny na Ukrainie." - napisał Blank.

Nie można także w tej światowej układance zapominać o spotkaniu Biden - Xi Jinping na szczycie G20, czy współpracy chińsko-niemieckiej, a także zapowiedzianych już rozmowach USA z Rosją na temat kontroli broni jądrowej, które mają odbyć się w Kairze. A przypomnijmy, że traktat New Start to ostatni traktat o kontroli zbrojeń obowiązujący pomiędzy Rosją a Stanami Zjednoczonymi, które posiadają odpowiednio pierwszy i drugi co do wielkości arsenał nuklearny na świecie.

"Ożywienie rozmów w sprawie New START było cichym celem Białego Domu i Departamentu Stanu od co najmniej tego lata, według obecnych i byłych urzędników amerykańskich zaznajomionych ze sprawą, a zaplanowanie nowego spotkania z Rosjanami w tej sprawie było w pracach od miesięcy. Rose Gottemoeller, była zastępca sekretarza generalnego NATO i główny wysłannik USA do spraw kontroli zbrojeń, która pomagała w negocjowaniu New START w latach 2009-10, z zadowoleniem przyjęła to posunięcie i powiedziała, że ostatnie rozmowy na temat broni jądrowej nie powinny być postrzegane jako jakikolwiek rodzaj ustępstwa wobec Rosji. (... )W lutym 2021 roku, krótko po objęciu urzędu, Biden zgodził się na odnowienie New START z Rosją o dodatkowe pięć lat, do 2026 roku. Ostatni raz Stany Zjednoczone i Rosja zwołały spotkanie na niższym szczeblu w październiku 2021 roku." - czytamy w relacji Foreign Policy.

Jak widać obraz, który częściowo maluje się na mapie świata potwierdza zmiany w tektonice płyt interesów geopolitycznych tak wielkich graczy, jak i zmiany w postrzeganiu otoczenia przez państwa naszego regionu. A to ostatnie, niech będzie wciąż w centrum naszej uwagi, gdyż i tutaj, co obserwuję od pewnego czasu, możemy spodziewać się pewnych zmian.


opr. wł.
Jeżeli chcecie Państwo wesprzeć naszą pracę, zapraszamy do skorzystania z odnośnika:

Informacje

Redaktor zarządzający: Michał Mistewicz
wykop.pl
Twitter
Facebook
redakcja [[]] czaswschodni.pl
©czaswschodni.pl 2021