Zdjęcie: Roberts Ermans Latvijas Radio
07-11-2025 08:02
Wczoraj w ryskim kinie „Splendid Palace” odbyła się premiera filmu "Tīklā. TTT leģendas dzimšana" (W sieci. Narodziny legendy TTT) w reżyserii Dzintara Dreiberga, opowiadającego o powstaniu najsłynniejszego łotewskiego klubu koszykarskiego TTT. Oparte na faktach dzieło ukazuje, jak w realiach sowieckiego reżimu kapitan drużyny Dzidra Uztupe-Karamiševa wykorzystuje koszykówkę, by przełamać ograniczenia systemu i spotkać się z bratem żyjącym na emigracji. Jednak premiera tego oczekiwanego filmu nie mogła mierzyć się liczbą uczestników z demonstracją, która w tym czasie przebiegała na placu Katedralnym stolicy Łotwy.
Na Placu Katedralnym w Rydze zebrał się tłum liczący co najmniej dziesięć tysięcy osób. Według szacunków policji była to jedna z największych demonstracji ostatnich lat na Łotwie. Uczestnicy protestowali przeciwko planom wycofania kraju ze Konwencji Stambulskiej – międzynarodowego porozumienia dotyczącego zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet. Choć decyzja parlamentu ostatecznie odsunęła tę kwestię o co najmniej rok to demonstranci chcieli wyrazić sprzeciw wobec polityków, którzy – jak podkreślali – próbują cofnąć kraj o krok w tył w zakresie ochrony praw człowieka.
Wiele osób ubranych było na czerwono, zgodnie z apelem organizatorów, a w dłoniach trzymali łotewskie i unijne flagi oraz zapalone latarki i telefony. W tłumie widać było także transparenty z trzema gwiazdami inspirowanymi Pomnikiem Wolności – symbolem jedności i europejskiego kierunku Łotwy. Protest, zorganizowany pod hasłem „Chrońmy Matkę Łotwę”, przebiegał spokojnie, choć – jak podała policja – zatrzymano dwie osoby. Zgromadzeni skandowali hasła w obronie praw kobiet i domagali się zachowania porozumienia międzynarodowego.
Podobne manifestacje odbyły się także w innych miastach Łotwy. W Lipawie na placu przed ratuszem zgromadziło się około sześciuset osób, w Kiesi – blisko trzysta, a w Dyneburgu – około pięćdziesięciu. Wszędzie uczestnicy nosili czerwone elementy ubioru i zapalali światła, upamiętniając kobiety, które doświadczyły przemocy. W Dyneburgu, gdzie przeważali młodzi ludzie i działacze kultury, skandowano hasła w języku łotewskim i łatgalskim, wzywając do patrzenia „w stronę Europy, a nie Rosji”.
Demonstracje solidarności z Łotwą odbyły się również za granicą – w ponad siedemnastu miastach Europy i Stanów Zjednoczonych. W Wilnie około siedemdziesięciu uczestników biło w bębny i wyrażało poparcie dla łotewskich obywateli. „Chcemy pokazać solidarność z tymi, którzy bronią praw człowieka. Bo jeśli Łotwa się wycofa, to może zachęcić polityków w innych krajach, by uczynili to samo” – tłumaczyła jedna z protestujących na Litwie. W Helsinkach łotewska diaspora podkreślała, że mimo niewielkiej liczebności nie pozostaje obojętna na decyzje podejmowane w ojczyźnie.
Deputowani z partii liberalnych i centrowych – m.in. „Nowej Jedności” i „Postępowych” – podkreślają, że członkostwo w konwencji potwierdza europejski kierunek kraju i stanowi zobowiązanie do walki z przemocą. „Pokazujemy, że należymy do Europy i stoimy po stronie ofiar, niezależnie od tego, kto rządzi” – zaznaczył poseł Dāvis Daugavietis. Jednak politycy z ugrupowań konserwatywnych pozostają nieugięci. „Bronimy tradycyjnych wartości i rodziny – to fundament naszej tożsamości” – mówił Kristaps Krištopans z partii „Łotwa na pierwszym miejscu”. Inni, jak poseł Andris Kulbergs z „Zjednoczonej Listy”, sugerują, że o przyszłości konwencji powinni zdecydować obywatele w referendum.