Zdjęcie: NBS
19-09-2025 08:00
Wczoraj na plaży w gminie Vārve w okolicach Windawy w Kurlandii, morze wyrzuciło fragment ogona drona, który szybko zabezpieczyła policja. Na miejsce wysłano specjalistów z armii, aby zbadali obiekt i określili, czy stwarza zagrożenie. Minister obrony Andris Sprūds poinformował, że chodzi o część rosyjskiego drona typu „Gerbera”, wykorzystywanego głównie jako wabik, a więc zwykle pozbawionego materiałów wybuchowych. Zastrzegł jednak, że pełne potwierdzenie tego faktu należy do dalszego dochodzenia.
Premier Evika Siliņa zwróciła się do ministrów obrony i spraw wewnętrznych o kontakt z władzami w Polsce, aby sprawdzić, czy znalezisko nie jest podobne do drona, który w ubiegłym tygodniu naruszył polską przestrzeń powietrzną. Przypomniała jednocześnie, że wzmacnianie ochrony wybrzeża Bałtyku jest równie istotne jak zabezpieczenie wschodnich granic państwa.
Sprawa budzi szczególną uwagę, ponieważ kilka dni wcześniej polska armia poinformowała o zestrzeleniu rosyjskich dronów, które wtargnęły w jej przestrzeń powietrzną podczas ataku na Ukrainę. Był to pierwszy przypadek, gdy nad terytorium NATO zniszczono tego typu maszyny. W akcji użyto myśliwców F-16 i F-35, a zdarzenie zostało uznane za poważną prowokację ze strony Rosji.
Minister Sprūds podkreślił, że specjaliści wojskowi i informatycy będą analizować każdy szczegół znalezionego fragmentu, a wnioski zostaną omówione z sojusznikami z regionu i państw nordyckich. Jak zaznaczył, „informacje są na bieżąco wymieniane, a współpraca z partnerami pozwoli dokładniej ustalić źródło i okoliczności incydentu”.
Władze lokalne w Windawie nie ukrywały niezadowolenia z braku wcześniejszej informacji o znalezisku. Burmistrz Andis Zariņš zwołał nadzwyczajne posiedzenie komisji obrony cywilnej, aby omówić, jak poprawić komunikację między służbami a samorządem. Szef policji miejskiej Broņislavs Ostrovskis potwierdził, że jednostka również nie otrzymała oficjalnych powiadomień. Nie jest to pierwszy podobny przypadek na Łotwie. We wrześniu ubiegłego roku w regionie Rzeżycy spadł rosyjski dron typu „Shahed”, którego głowica bojowa nie zdążyła eksplodować. Wówczas armia ograniczyła się do monitorowania sytuacji, rezygnując z użycia myśliwców NATO, co wywołało kontrowersje w opinii publicznej.