Zdjęcie: Wikipedia
04-11-2025 08:04
Prezydent Łotwy Edgars Rinkēvičs postanowił skorzystać ze swojego prawa do zawieszenia procesu wypowiedzenia Konwencji Stambulskiej i odesłał ustawę do ponownego rozpatrzenia w parlamencie. W jego ocenie decyzja tak dużej wagi wymaga głębszej refleksji i powinna zostać podjęta dopiero przez kolejny skład Saeimy, który otrzyma świeży mandat od wyborców.
Rinkēvičs podkreślił, że choć Saeima ma prawo decydować o zobowiązaniach międzynarodowych kraju, to w tym przypadku zabrakło rzetelnego dialogu między władzą ustawodawczą i wykonawczą. Rząd – przypomniał prezydent – sprzeciwiał się rezygnacji z konwencji, uznając, że dokument wciąż ma znaczenie dla ochrony ofiar przemocy w społeczeństwie łotewskim. Prezydent zaznaczył, że parlament powinien był ten głos wziąć pod uwagę. Jego zdaniem sytuacja, w której ta sama Saeima najpierw ratyfikuje, a następnie odrzuca ten sam traktat, podważa stabilność państwa i może osłabić jego wiarygodność na arenie międzynarodowej.
Rinkēvičs zwrócił również uwagę, że decyzja o wypowiedzeniu konwencji uczyniłaby Łotwę pierwszym krajem Unii Europejskiej, który opuściłby tak istotne porozumienie dotyczące praw człowieka. Dodał, że planowany przez parlament „alternatywny” akt prawny, mający zastąpić postanowienia Konwencji Stambulskiej, nie został dotąd nawet przygotowany. – Bez tego powstałby niebezpieczny brak ciągłości w przepisach chroniących ofiary przemocy – ostrzegł prezydent.
Część ugrupowań koalicyjnych, w tym „Nowa Jedność” i „Progresywni”, przyjęła decyzję prezydenta z ulgą, widząc w niej szansę na zatrzymanie kontrowersyjnego procesu. Lider „Nowej Jedności” Edmunds Jurēvics wyraził nadzieję, że posłowie, którzy wcześniej poparli ustawę, „po refleksji i w obliczu reakcji społecznej” zmienią stanowisko. Z kolei przedstawiciele partii „Łotwa na pierwszym miejscu”, odpowiedzialni za inicjatywę wypowiedzenia konwencji, zapowiedzieli, że nie wycofają się ze swojego pomysłu.
Polityczne napięcie wokół konwencji wpłynęło również na relacje w koalicji rządowej. Premier Evika Siliņa przyznała, że decyzja o wypowiedzeniu konwencji była „świadomym ryzykiem”, które zaszkodziło jedności rządu. W poniedziałek odwołano nawet cotygodniowe spotkanie liderów koalicji. Siliņa zaznaczyła, że oczekuje od partnerów, zwłaszcza Związku Zielonych i Rolników, by „wysłuchali głosu społeczeństwa”, które domaga się pozostania w Konwencji Stambulskiej.
Niektórzy politycy próbują łagodzić spór. Szefowa komisji spraw zagranicznych Ināra Mūrniece zaapelowała o opanowanie emocji i przypomniała, że w obliczu zewnętrznych zagrożeń Łotwie potrzebna jest jedność, a nie dalsze dzielenie społeczeństwa. Również wiceszef ryskiego samorządu Māris Sprindžuks wezwał deputowanych do ponownego przemyślenia decyzji, mówiąc, że „jeszcze nic nie jest stracone”.
Sprawa mocno spolaryzowała opinię publiczną. W ciągu kilku dni ponad 64 tysiące obywateli podpisało petycję, apelując do prezydenta o niepodpisywanie ustawy. To największa liczba podpisów w historii – rekord, który pobito zaledwie w cztery dni. Decyzja prezydenta o odesłaniu ustawy do ponownego rozpatrzenia oznacza, że parlament będzie musiał przeanalizować wyłącznie jego uwagi i propozycje zmian. Jeśli Saeima ponownie przyjmie ustawę bez poprawek, prezydent nie będzie już mógł jej ponownie blokować. Nie określono jednak, w jakim terminie ma się to odbyć.